Surdel/wariant, Mięguszowiecki Szczyt Wielki
Mimo późnego powrotu na Tabor w kolejny dzień zmuszamy się wczesnej pobudki – czeka nas długa droga (Surdel) na dużej ścianie (Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego).
Po męczącym podejściu szybko przechodzimy (z linami w plecaku) pierwsze dwieście metrów drogi i wiążemy się na Tarasie Skłodowskiego. Stąd bardzo sprawnie wspinamy się łatwym terenem dwie całe długości liny i osiągamy Półki Ratowników, gdzie zaczynają się trudności. Niestety z powodu dużych nieścisłości w schematach i rozległego terenu w którym jesteśmy, wchodzimy w niewłaściwe (aczkolwiek bardzo ładne) zacięcie. Po jego przejściu zapycham się w trudny teren, z którego powrót kosztuje mnie mnóstwo czasu i jeszcze więcej nerwów (nie da się zjechać, a asekuracja jest iluzoryczna więc muszę się „zewspinać”).
Ruszamy więc dalej w innym kierunku, a że teren wygląda na chodzony i w miarę pokrywa się z naszym „topo”, przekonujemy się wzajemnie, że idziemy dobrze. Po kilku ciekawych wyciągach i więcej niż kilku dyskusjach na temat przebiegu drogi dochodzimy w łatwiejszy teren podszczytowy, gdzie mamy pewność, że jesteśmy na „Surdlu”. Po kolejnym „własnym” wariancie i ostatnim, już ewidentnym odcinku, wychodzimy do Słońca i meldujemy się na Mięguszowieckiej Baszcie. Stąd jeszcze kilkadziesiąt metrów granią i docieramy na główny wierzchołek MSW.
Ponieważ na „własnych wariantach” zeszło nam sporo czasu, od razu ruszamy w dół bo czeka nas jeszcze nieprzyjemne (zawiłe) przejście do Przełęczy pod Chłopkiem. Dopiero tutaj możemy odetchnąć i cieszyć się z przejścia ściany – mamy na nią teraz świetny widok więc mamy okazję zweryfikować gdzie „Surdel” biegnie oryginalnie, a gdzie poszliśmy my :) Późnym wieczorem docieramy do schroniska, jemy ciepły posiłek i resztą sił schodzimy na Palenicę Białczańską. Stąd jeszcze czeka mnie nocny przejazd do domu ale co to za wyzwanie po takim dniu ;)