Prawy Filar, Wielki Szczyt Wideł + Grań Wideł + Cunasova cesta, Łomnica
Pomysł na łańcuchówkę obejmującą wspinanie na Kieżmarskim lub Widłach i przejście granią na Łomnicę by zrobić drogę na jej zachodniej ścianie chodził mi pod głowie od jakiegoś czasu. Gdy początkiem września pojawia się krótkie okienko pogodowe, na akcję namawiam Michała, a by doznania były pełniejsze proponuję działanie car-to-car i wybór rzadko powtarzanych dróg autorstwa dwóch wybitnych taterników. Zaczynamy od Prawego Filara Tatarki na Wielkim Szczycie Wideł (niedawno V+ A0, klasycznie ok. VI+), kończąc na Łomnicy drogą Páleníčka, Čuňasovą (wariant VI+ a właściwie to ok. VII) - tak też powstaje kombinacja Widłami w Łomnicę 😉. O mały włos akcję musielibyśmy przerwać, dzięki wsparciu życzliwych Słowaków udało się ją jednak dokończyć!
Podejście z Tatrzańskiej Łomnicy do Skalnatego Plesa po ciemku mija wyjątkowo szybko, do Cmentarzyska wchodzimy już przy pierwszych promieniach Słońca. Jest sucho, próg pokonujemy bez liny – w razie konieczności można się asekurować idąc wzdłuż ringów i stanowisk. Pod ścianą Wielkiego Szczytu Wideł (WSW) robimy przerwę na śniadanie i czekamy aż ciepłe światło dosięgnie skały nad nami.
Wspinanie na Prawym Filarze zaczynamy z Ławki w Widłach, gdzie natrafiliśmy na w miarę nowego haka. Pierwszy wyciąg pokonuję wymytymi skałami (trudności III/IV, asekuracja taka sobie) – intuicyjnie kierując się na półkę pod charakterystyczną załupę, którą prowadzi drugi wyciąg. Tam czeka nas bardzo ładny i dość sprężny (mocne V) odcinek zakończony wyjściem z zacięcia na połogą, zieloną płytę – dobre miejsce na stanowisko. Kluczowy odcinek zaczyna się pokonaniem dobrze urzeźbionej ścianki (V+, hak nisko po lewej stronie), po czym czeka nas przewinięcie przez przewieszkę do zacięcia. Oryginalne miejsce A0 po uklasycznieniu zyskało wycenę VI+, jest jednak raczej przystępniejsze – dwa ruchy z dobrą asekuracją nad głową (własną) i po trudnościach. Dalej wspinamy się wzdłuż zacięcia (IV), gdy się rozdziela wybieramy prawy wariant i wychodzimy na półkę do stanowiska.
Przed nami górna, łatwiejsza część drogi – skała robi się dużo lepiej urzeźbiona ale i bardziej porośnięta, dotychczasowe wyciągi były dość czyste i ładne. Michał przejmuje prowadzenie i wspina się skośnie w lewo do komina (III/IV), z którego po ok. 40 metrach przewija się na półkę pod wielką płytą, tuż przy kancie filara. Kolejny odcinek (ok. IV) pokonujemy na pełną długość liny – zgodnie ze schematem z płytki przewijamy się w lewo za filar, po czym pod koniec wracamy w prawo krótkim kominkiem i wychodzimy na wielki trawnik. Ostatni wyciąg pokonuje spiętrzenie szczytowe – zaczynamy od długiego trawersu w lewo, po czym sprytnie przewijamy się na kancik (IV) i już łatwiej kontynuujemy do grani.
Po dotarciu do kolegi już wspólnie przechodzimy kilkadziesiąt metrów na nieodległy wierzchołek WSW i… zaczynamy wątpić w dalsze powodzenia akcji – naszym oczom w pełnej krasie ukazuje się skuty lodem, szczytowy północny stok Łomnicy. Wyjście z Grani Wideł bez raków w tych warunkach będzie raczej niemożliwe, a w najlepszym wypadku karkołomne. Postanawiamy jednak kontynuować i jeżeli nasze przypuszczenia się potwierdzą – przejść całą grań w drugim kierunku, na Kieżmarski 😊.
Grań Wideł robiłem już kilka lat temu (RELACJA) przy okazji innej kombinacji, ruszam więc przodem – po zjeździe na Przełęcz w Widłach przechodzimy na lotną i sprawnie przechodzimy przez Zachodni Szczyt Wideł pod Miedziany Mur. Tam postanawiamy poczekać – wypatrzyliśmy bowiem wchodzący w grań od strony Łomnicy zespół, niewątpliwie wyposażony w odpowiedni sprzęt. Gdy Słowaccy taternicy do nas docierają od razu pytamy ich o warunki – potwierdzają, że bez raków można zapomnieć o wyjściu z grani. Nieśmiało zagadujemy więc o użyczenie nam ich sprzętu, zgadzają się bez problemu – możemy kontynuować akcję! Łatwe w normalnych warunkach wejście na szczyt okazuje się czasochłonne, raki na miękkich butach źle wbija się w twardy stromy śnieg, a młotek jako czekan sprawuje się tak sobie 😉. Pod zachodnią ścianę schodzimy najpierw zalodzonym Kominem Franza, po czym już suchym Żlebem Teryho docieramy w okolice gdzie nasza droga powinna startować, tuż obok wejścia w znanego klasyka, Puškáša (TUTAJ relacja z tej pięknej i popularnej drogi).
Pierwsze wyciągi Čuňasovej prowadzić będzie Michał – zaczyna „jak puszcza” (ok. IV) kierując się do położonej pod wielką płytą charakterystycznej rampy, na której czeka trawers do stanowiska. Po lewej stronie znajduję się piękne przewieszone zacięcie z hakami, które wygląda dość trudno – oficjalnie nie idzie tam żadna droga, nie licząc błędnie wrysowanej linii naszej drogi w słowackim foto-topo. My przechodzimy bowiem dalej, za kant płyty – tam do góry kontynuujemy przystępnym (IV+) ciągiem zacięć i kominów, po 50 metrach osiągając wygodną półkę (według schematu to dwa wyciągi).
Przed nami ładna płyta przecięta rysą – już oceniając z daleka wątpimy czy to IV+, po Páleníčku jak wiadomo można spodziewać się jednak wszystkiego 😉. Kolega wkłada sporo wysiłku (również mentalnego bo asekuracja własna, hak jest już dalej) by przejść ten odcinek, idąc na drugiego weryfikuję trudności – zdecydowanie jest bardziej szóstkowo niż czwórkowo! Po przewinięciu warto zrobić stan – my zapędziliśmy się trochę za daleko i na kolejnym wyciągu czekał nas trawers. W schematach jest trochę rozbieżności, po zwiedzeniu okolicy stwierdzamy, że powinno iść się skośnie w prawo i w dogodnym miejscu osiągnąć rampę na Stanisławskim – tam trafimy na kolejny stan.
Przejmuję prowadzenie i ruszam dalej – kontynuujemy depresją i (ważne) po przejściu kominka robimy tarciowy trawers (czujne V- z dużym run’outem) otwierający nam dalszą drogę w płytach. Chcąc wybrać popularniejszy i przystępniejszy (V) wariant końcowy drogi, nie trawersujemy ale idziemy dalej do góry w kierunku wyraźnych zacięć wyjściowych. My tymczasem kontynuujemy wspinanie płytami – asekuracja nie rozpieszcza ale jest lito, nietrudno (słowackie IV) i bardzo ładnie. Pierwszy stan robimy w dogodnym miejscu, drugi z haków (niewygodny bo wiszący) zlokalizowany jest przed wejściem w trudności – w charakterystycznej skośnej depresji.
Długo analizuję materiały i zastanawiam się czy aby na pewno kluczowy wyciąg zaczyna się właśnie z tego miejsca – powietrzny trawers w poderwane płyty nie wygląda bowiem zachęcająco… Widać jednak jakieś haki, porzucam więc kuszącą opcję by drogę zakończyć piątkowymi kominami wprost (kolejny wariant) i ruszam. Odcinek wyceniony jest (tylko) na VI+, okazuje się jednak, że jest to jedna z najtrudniejszych szóstek jakie przyszło mi w Tatrach prowadzić – nie zdradzam szczegółów by nie psuć zabawy, jest jednak bardzo ciekawie 😉. Po przewinięciu na kant czeka nas łatwiejsze zacięcie i półka z hakiem, gdzie robimy stan. Ostatni wyciąg drogi (mocna IV-ka) robimy w skale rozświetlonej światłem na czerwono – kierujemy się skośnie w lewo do łatwego (II) komina wyprowadzającego nas wprost do tarasu szczytowego (stan z barierki). Mijamy odświętnie ubranych gości hotelu oglądających Zachód Słońca i pozwalamy sobie na małą nagrodę – piwo w najwyżej położonej restauracji w Tatrach. Jeszcze tylko żmudne zejście ze szczytu na parking (z przerwą na kolację w Skalnatej chacie) i kilka godzin w aucie – warto jednak było zarwać dwie noce dla takiej fajnej wycieczki!
PS. Po jakimś czasie przypadkiem trafiłem na informacje o drodze w A/Zero (załączam) z sugerowaną wyceną kluczowego wyciągu wariantu na VII. A jeszcze później na wzmiankę o takich trudnościach w książce Górskie Przygody i draki A. Machnika. Także potwierdziły się nasze przypuszczenia, a łańcuchówka przypadkiem wyszła trudniejsza niż zakładaliśmy 😊.