Estok-Janiga i Orolin, Wołowa Turnia
Po sobotniej rozgrzewce na Galerii Osterwy (Slepá ulička) następnego dnia wybieramy się na Wołową by zmierzyć się z dwoma historycznymi liniami zaliczanymi do grona tatrzańskich klasyków. Ania planuje prowadzenie Eštoka, ja powrót na Orolína – w zeszłym roku z powodu warunków i późnej pory wycofaliśmy się z Szymonem spod trudności. Pierwsza droga jest jedną z najlepszych i najpopularniejszych na ścianie (pisałem już o niej TUTAJ), druga choć piękna jest znacznie poważniejsza i rzadziej powtarzana.
Eštok-Janiga startuje z półki z ringiem na końcu tarasu pod zacięciem drogi Stanisławskiego. Wspinamy się skośnie w lewo nad odstrzelony blok i zacięciem z trawiastą rysą kierujemy się do pęknięcia na prawym skraju długiego wąskiego okapu (V), przewijamy się i po kilku metrach docieramy do ringów stanowiskowych - w sumie wyciąg ma około 50 metrów. Drugi wyciąg (VI/VI+) to piękne wspinanie wzdłuż nakrytej kancikiem rysy (haki i własna), po dojściu pod przewieszki przechodzimy w lewo na półkę ze stanowiskiem.
Kluczowy, trzeci odcinek (VI+/VII-) zaczyna się od ciekawej rysy, którą kierujemy się skośnie w lewo pod okap z hakami, gdzie czeka siłowy trawers po podchwytach na powietrzny stopień na kancie. Po wpięciu do spita pora na główne trudności drogi – wymagające wejście na dość gładką płytę. Ania sprawnie dociera do cruxa, nie daje niestety rady go rozpracować i zmieniam ją na prowadzeniu. O tym, że bulder nie jest banalny przypominam sobie po chwili gdy muszę go powtarzać (mimo iż kilka lat wcześniej udało poprowadzić się OS-em). Po trawersie do zacięcia po lewej pozostaje kilka łatwiejszych metrów do stanowiska. Ostatni wyciąg to już formalność – kontynuujemy komino-zacięciami (III) do zwieńczeniu filara i dalej do zjazdów Kominem Puškáša. Spiesząc się, ze stanowiska po trudnościach można też szybko zjechać do ziemi – linią drogi lub przez stanowisko z Medzi Legendami lub Hviezdovej.
Po powrocie na ziemię mam spore wątpliwości czy wchodzić w Orolína (a właściwie Kývala-Orolín-Zeitler) – zimy wiatr i chmury dokuczają, jest już przed 14-tą, do tego obiecywałem Ani, że nie będę jej już zabierał na „trudne i straszne” dla niej rzeczy. A droga zgodnie z przewidywaniami okazuje się małym egzaminem z taternictwa – daje mi popalić na prowadzeniu, a partnerce stresujące asekurowanie i czyszczenie przelotów tak nadwyręża nerwy, że pod sam koniec prawie kończy się wycofem. Swoje zrobiły jednak zmęczenie, pogoda, brak młotka (polecam zabrać bo nieliczne już dobre haki wyciągałem czasem palcami!) i stresujące prowadzenie każdego wyciągu OS-em (hacząc i zakładając porządne przeloty byłoby dużo łatwiej). Także z odpowiednim podejściem i przygotowaniem nie ma co straszyć bo warto się wybrać 😊! Co do schematu, polecam MasterTopo ze świetnym zbliżeniem ściany SW, choć obejdzie się i z topo jakie narysowałem – od drugiego wyciągu droga jest bardzo ewidentna.
Oryginalnie startuje się z nisko położonej poziomej trawiastej półki (trójkowe wspinanie na całą długość liny w nieprzyjemnym terenie), tym razem wybieramy jednak inny, ciekawszy wariant. Spod wejścia w Eštoka schodzę lekko w lewo i poziomym trawersem (III) docieram pod płytę na drodze Katarzia. Po kilku ładnych metrach (VII, dwa spity) pozostaje przejść w lewo do stanowiska na Orolínie – jedynego na drodze ze spitów. Drugi odcinek (VI+) zaczynamy zacięciem na lewo od sterczących kruchych dziobów, przewijamy się ostrożnie między nimi (stare haki) i wychodzimy na półeczkę nad którą czeka ciekawy rajbung do stanowiska (dwa dobre haki).
Trzeci wyciąg startuje powietrznym i dość czujnym trawersem (V+, dwa ruchome haki!), po którym naszym oczom ukazuje się kluczowy fragment drogi – obły kancik oddzielony od płyty cienką rysą (VII/VII+). Odcinek ten jest dość wymagający pod OS – zakładanie asekuracji w wypychającej formacji jest utrudnione (uwaga na kruchą kolumienkę!), ruchy są niebanalne i miejscami brakuje stopni. Słaby hak jest już po cruxie, nad nim przewijamy się na połogą płytę. Do oryginalnego stanowiska czeka jeszcze kilka wymagających metrów wzdłuż cienkiej skośnej rysy (VI+, haki). Ja z powodu braku ekspresów i tarcia na linie skorzystałem ze stanowiska z wariantu Wolfovcov po lewej (spit i hak) – można wtedy pominąć stary stan na płycie lub przenieść się do niego po pokonaniu ryski z hakami.
Na następnym odcinku kierujemy się do niezwykle eksponowanego kantu i wchodzimy przez okapik do wąskiego zacięcia. Przewinięcie jest niebanalne (wg mnie mocne VI), samo zacięcie początkowo wypychające, wyżej bardziej połogie i lepiej urzeźbione (V+), całe na własnej asekuracji. Po dotarciu pod kruche okapy robimy własne stanowisko, można skorzystać z ringa za kantem po prawej. Kolejny odcinek jest ostatnim wymagającym na drodze – trawersujemy dość niewygodnie pod kruchym okapem (VI/VI+ stare haki i dobra własna asekuracja) i wchodzimy do komina (V), którym wspinamy się aż do przewinięcia na wygodną półkę nad wiszącym filarem. Tutaj lub na kolejne półce robimy stanowisko i ruszamy na ostatni wyciąg – wyprowadzającymi łatwiejszymi zacięciami i połogim żebrem (III/IV) na szczyt filara (wspólne gotowe stanowisko dla kilku dróg).
Po zjeździe Kominem Puskasa jesteśmy z powrotem pod ścianą, choć emocje z drogi pozostaną z nami dłużej – nie spodziewaliśmy się, że tak krótka droga dostarczy nam ich aż tyle 😊. Polecam lubiącym taternickie wyzwania - na drodze bardziej niż moc przydaje się doświadczenie wspinaczkowe w górskich formacjach i opanowanie.