Studlgrat, Grossglockner
Wstępnie planowałem dłuższy wyjazd i realizację autorskiego projektu "Alpejskie Espresso" (przejście za jednym zamachem kilku słynnych grani). Niestety kolega zrezygnował kilka dni przed wyjazdem i musiałem postawić na jeden cel oraz znaleźć kompana do akcji. Na szczęście na Jacka zawsze można polegać - jeden telefon i sprawa załatwiona - jedziemy na jedną najpopularniejszych grani w Alpach, Stüdlgrat na Grossglockner (3798 m.)! Dołącza do nas klubowy kolega Roman, który planuje wejść na szczyt drogą normalną (moja relacja z 2012 TUTAJ).
Do Austrii dojeżdżamy bez przygód, dojście do schroniska Stüdlhütte (2801 m.) mija szybko i przyjemnie. Wieczorem robimy rekonesans i podchodzimy pod grań - okazuje się to bardzo dobrą decyzją bo gdy ruszamy wczesnie rano nic nie widać. Martwi nas również pogoda bo ewidentnie idzie ku gorszemu. W związku z tym na grań poza nami rusza jeszcze tylko jeden zespół - przewodnik z klientem. Nasze obawy niestety okazują się uzasadnione - po wejściu w grań nadciągają chmury, zrywa się wiatr i spada temperatura.
Skały są oblodzone, musimy więc wspinać się w rakach. Mimo to zapodajemy bardzo szybkie tempo i całą grań przechodzimy na asekuracji lotnej, meldując się na szczycie już ok. godziny 9 rano! Ciężko mi uwierzyć, że grań w tych warunkach "przebiegliśmy" w około 3 godziny... Schodzimy na przełęcz, gdzie zapodajemy drzemkę i czekamy na Romana podchodzącego z drugiej strony. Niestety kolega chwilę po dołączeniu do nas rezygnuje z wejścia na szczyt, zarządzamy więc powrót. Ekspresowa 2-dniowa akcja dobiega końca, wyjechaliśmy w sobotę rano a już w niedzielę w nocy jesteśmy w domach.
Opis na Bergsteigen -> INFO&TOPO.