Indianske leto, Baranie Rogi
Fatalna pogoda wreszcie odpuszcza, a my decydujemy się postawić wszystko na jedną kartę - na celownik obieramy jedną z wyżej położonych ścian w Tatrach. Gra jest warta świeczki, Indiánske leto to pod względem kumulacji trudności najpoważniejsza droga w jaką się do tej pory „wstawialiśmy”. Linia jest w miarę nowa (2014) i na ten moment to najtrudniejsza propozycja na południowej ścianie Baranich Rogów. Poza pierwszym wyciągiem, wszystkie kolejne trzymają poziom, wyceny wszystkich to IV, VII-, VI+, VI+, VI-, VI.
W kierunku Chaty Teryho zmierzamy pełni obaw o ilość śniegu i to czy płyty będą suche. Pod schroniskiem zerkamy na „naszą” górę i czujemy ulgę – cała droga jest w Słońcu i wydaje się zupełnie sucha, mimo sporej ilości śniegu pod jak i nad ścianą. Gdy wreszcie docieramy pod ścianę upewniamy się, że jest ok – warunki są wręcz idealne! Dzielimy się wyciągami – tym razem moja kolej na cruxa więc ustalamy, że poprowadzę pierwsze trzy wyciągi, a Grzesiek trzy kolejne.
Szybko przebiegam pierwszy wyciąg i z respektem zerkam do góry na kluczowy wyciąg. Prowadzi on najpierw piękną, długą płytą, a następnie kilkunastometrową rysą – kawał świetnej skały. Trzeci odcinek to 50 metrów dość ciągowego (miejsca od VI- do VI+) ale bardzo przyjemnego wspinania między okapami. Zadowolony melduję się na stanie i przekazuję prowadzenie koledze. Grzesiek przechodzi małą przewieszkę, po czym porusza się wzdłuż dobrze uklamionej rysy. Piąty wyciąg to najpierw krótka płytka (całkiem czujna), a następnie łatwiejszy teren, gdzie jednak kolega postanawia skomplikować nam życie i by ominąć śnieg trawersuje niebanalną turnicę. Ostatni odcinek wraca do wysokiego poziomu całej drogi - prawie 60 metrów wspinania na własnej po płycie wzdłuż filara w trudnościach od V+ do VI. Po nieco ponad trzech godzinach meldujemy się na galerii i już bez lin ruszamy na szczyt. Najmniej przyjemne jest zejście pod ścianę – co chwilę zapadamy się w mokrym śniegu. Dobrą opcją do rozważania przy takich warunkach (jeżeli chcemy wspinać się na lekko), są zjazdy linią drogi z gotowych stanowisk.
Na koniec czeka nas jeszcze mozolne zejście do Starego Smokowca, które jednak nie psuje nam humoru bo zrobiliśmy właśnie jedną z najładniejszych do tej pory dróg w Tatrach. Lita skała, słoneczna wystawa, ciąg trudności, komfortowa asekuracja – zdecydowanie warto! PS. Zaraz obok prowadzi trochę łatwiejsza, ale prawie równie ciekawa droga Traja kamaráti, relacja z jej przejścia TUTAJ.