Vinatzer, Terza Torre del Sella
W planach był piękny i długi klasyk - Constantini-Ghedina na Tofanie, ale postraszyły nas prognozy zapowiadające popołudniowy opad, dlatego też jedziemy prawie dwie godziny na zachód by zmierzyć się z kolejną turnią i kolejną bardzo popularną drogą – prawie 400-metrowym Vinatzerem (V+) na Trzeciej Turni Sella. Podejście z samochodu jest mega przyjemne – spacer z przełęczy zajmuje nie więcej niż 30 minut. Szybko namierzamy drogę i ustawiamy się w kolejce za dwoma innymi zespołami.
Zaczyna Jacek i szybko pokonuje pierwsze wyciągi, niestety sugeruje się wspinaczami przed nami, którzy moim zdaniem uciekli z drogi. Gdy moi koledzy przyznają mi rację, jest już za późno na wycof, kontynuujemy więc i po 3 „wariantowych” wyciągach wracamy na Vinatzera. Do cruxa startuje Grzesiek, źle jednak się składa i po „zbułowaniu" zapodaje lota na haku – zmieniam go i udaje mi się sprawnie pokonać najtrudniejszy, jak i kolejne wyciągi. Góra jest już łatwiejsza, dlatego też szybko meldujemy się na szczycie turni (wspinanie zajęło nam 5,5 godziny, 11 wyciągów).
Powrót w dół to jeszcze większa przygoda niż na Andrichu – zjazdy poprowadzone są głównie kominami (z przerwą na trawers całej ściany półką), a stanowiska składają się czasem z jednego repa na ruchomym kamieniu 😉.