28/01/2018Tagi: TatryDolina GąsienicowaKościelecWspinanie górskie zima

WHP 114 (wycof), Kościelec

Wycena: M5+   Wycena uzupełniająca: lato V   Asekuracja: R2   Długość [m]: 300   Wyciągi: 5   Czas [h]: 0   Wystawa: E   Ocena: 6/10   Komentarz: Wycof po 3 wyc.   

Prognozy na niedzielę nie są zbyt optymistyczne, więc tym razem wybieramy się na krótszą, ale treściwą drogę – WHP114 na Kościelcu. Obawiamy się tylko czy przy mocnym wietrze poradzimy sobie z trudnościami technicznymi w kopule szczytowej... Samo podejście pod drogę bywa problematyczne – Kocioł Kościelcowy i żleb wyprowadzający pod spiętrzenia są lawiniaste, tym razem jednak po kilku dniach odwilży jest ok i szybko meldujemy się pod „Stoczternastką”. Prowadzę pierwszy odcinek, na którym czeka  sporo odśnieżania – najpierw lodu, później skalnego zacięcia. Droga nie jest zbyt popularna, dlatego nie ma co liczyć na ślady poprzedników. Gdy pokonuję trudniejsze miejsce, wchodzę w lód, który po kilku metrach przechodzi w żleb - daję znać koledze, że może ruszać i przechodzimy na lotną. Tak dochodzimy pod kopułę szczytową, gdzie czekają kluczowe wyciągi.

Niestety im wyżej jesteśmy, tym wiatr robi się coraz silniejszy, waląc w nas śniegiem z każdej strony. Jacek przejmuje prowadzenie i zaczyna się poważniejsze wspinanie – najpierw wąskie zacięcie z płytkimi trawami, następnie nieprzyjemny trawers po płycie, a następnie „walący się” na głowę ciasny komin, z którego wychodzi się w płytowe zacięcie zalane cienkim lodem. Kolega walczy z tym wyciągiem półtora godziny, a ja staram się nie zamarznąć i odpieram wściekłe ataki wiatru uderzającego drobnym śniegiem w twarz. W końcu słyszę upragniony komunikat „auto” i po chwili ruszam do góry. Wyciąg jest naprawdę wymagający w tych warunkach, dlatego mimo iż mam linę z góry, również spędzam na nim sporo czasu, dodatkowo walcząc z wybijaniem haków. Gdy dochodzę na półwiszące stanowisko jestem mocno wymęczony, a przed nami jeszcze trudniejszy wyciąg. Naradzamy się co robić – wiatr nie odpuszcza, trzęsę się jak osika, widoczność robi się bardzo ograniczona a my ostro dostaliśmy po tyłkach na poprzednim wyciągu. Bardzo niechętnie podejmujemy decyzję o odwrocie – musimy zaakceptować fakt, że droga w tych warunkach jest dla nas po prostu za trudna.

Zjeżdżamy z haka do poprzedniego stanowiska, dość spory odcinek ostrożnie schodzimy w dół ile się da, zostawiamy kolejnego haka nad miejscem przełamania żlebu i jednym długim zjazdem dostajemy się pod początek drogi. Następnie żlebem schodzimy na Czarny Staw Gąsienicowy – tutaj z zaskoczeniem stwierdzamy, że wiatru praktycznie nie ma a widoczność jest bardzo dobra, aż ciężko uwierzyć, że u góry jest istne piekiełko! Tym razem ściana nas „nie puściła”, czujemy niedosyt ale mimo to staramy się docenić udany i sprawny odwrót, którego czasami nie da się uniknąć.