27/07/2018Tagi: TatryDolina MięguszowieckaWołowa TurniaWspinanie górskie lato

Estok-Janiga i Hviezdova (wycof), Wołowa Turnia

Wycena 1: VII-   Wycena uzupełniająca 1: VI+/VII-   Asekuracja 1: RS2   Długość 1 [m]: 140   Wyciągi 1: 4   Czas 1 [h]: 2   Wystawa 1: SW   Ocena 1: 9/10   Komentarz 1:    
Wycena 2: VI+   Asekuracja 2: R2   Długość 2 [m]: 120   Wyciągi 2: 4   Czas 2 [h]: 0   Wystawa 2: SW   Ocena 2: 7/10   Komentarz 2: Wycof po 2 wyc.   

Tegoroczny obóz tatrzański KW BB, zorganizowany nad Popradzkim Stawem, był dla wielu sprawdzianem charakteru - upłynął pod znakiem upartych prób urobienia kolejnych metrów na okolicznych ścianach. Jak ostatnio często się zdarza, pogoda ma nasze plany w poważaniu i zmusza do poszukiwania czegokolwiek nadającego się do wspinania 😉. Na szczęście pierwszego dnia udało się na Wołowej zrobić planowany mega-klasyk jakim jest droga Eštok-Janiga (VI+/VII-) i zanim ze ściany wygoniła nas burza, dwa wyciągi innej ładnej drogi - Hviezdvodej (VI+, całość zrobiłem rok później - relacja TUTAJ). A na Eštoka wróciłem w 2023 roku - RELACJA.

Wieczorem przed wyjazdem otrzymuję wiadomość od Grześka (z którym byłem umówiony na 3 dni wspinania), że uszkodził nogę i musi zrezygnować z obozu. Rozpaczliwie obdzwaniam obecnych już na miejscu klubowiczów i szukam kogoś kto mógłby mnie przygarnąć do zespołu – na szczęście na wspinanie w piątek jest sporo chętnych. W ostatniej chwili udaje mi się także załatwić wjazd pod schronisko, mogę więc zapakować do auta kilka par ciuchów i butów na zmianę po przemoczeniu. Pod szlabanem pojawiam się wcześnie rano, zgarniam trójkę znajomych i po chwili dołączamy do obecnych już na miejscu i jedzących właśnie śniadanie obozowiczów. Udaje mi się namówić Łukasza na związanie się liną, po chwili ruszamy więc pod Wołową, w towarzystwie trzech innych zespołów. Pogoda rano jest dobra więc są duże szanse, że uda się zrobić przynajmniej jedną drogę. Bez ceregieli postanawiamy więc od razu uderzyć w najtrudniejszą drogę jaką mam na oku, zespołu Eštok-Janiga. Obok nas startują znajomi – dwa zespoły na Stanisławskim, jeden na Štáflovce (link do mojej relacji z tych dróg TUTAJ).

Zaczynam pierwszy – trawersuję pod małe przewieszki i nad nimi dochodzę do stanowiska. Następnie na prowadzenie swojego pierwszego tatrzańskiego wyciągu rusza Łukasz – trafia mu się bardzo ciekawa rysa za VI i krótkie zacięcie wyprowadzające pod kluczowe trudności (robi 2 wyciągi wg schematu). Wracam na prowadzenie – na początek piątkowa płyta, później ciekawe przejście na podchwytach (haki) za VI i przewinięcie między okapikami, po którym czeka najtrudniejszy fragment (jest spit). Na moje nieszczęście trawers rozpoczynam za nisko i utrudniam sobie sprawę – idę właściwie „po niczym”, a jedyne chwyty jakie znajduję to dwa małe kryształki 😊. Jestem bliski lotu ale finalnie udaje mi się pokonać to miejsce i wejść w zacięcie (VI), którym od razu kontynuuję dalej. Ściągam Łukasza i cieszę się, że stanowisko jest na ringach bo kolega dwa razy mi je testuje, a po przechodzę ostatnie metry drogi i wpinam się do łańcucha nad Kominem Puškáša.

Pod ścianą chwila przerwy, rzut okiem na coraz gęstsze chmury i decyzja – próbujemy jeszcze jedną drogę. Pozostałe zespoły kończą swoje przejścia i szykują się do zjazdów płytami po lewej stronie, gdy ja znajduję się już na pierwszych metrach Hviezdovej (VI+). Trzeba się spieszyć, od razu postanawiam więc przejść dwa wyciągi (55 metrów) – pierwszy jest szybki, drugi po łatwym początku wchodzi w płytkę z rysą na której znajduje się crux (są haki). Idzie mi bardzo szybko i po chwili ściągam do siebie Łukasza, niestety gdy ten jest już pod stanem, zaczyna padać. Przez chwilę mamy nadzieję, że przejdzie, po czym zaczyna grzmieć i robi się regularna zlewa – ścianami w momencie zaczynają płynąć rzeki, a kominami wodospady. Niestety wisimy na dwóch hakach (trzeci wyciągam palcami 😉), zostawiam więc starą taśmę i mailona. Leje okrutnie dlatego zjazd trochę nam zajmuje, w końcu jednak wracamy pod ścianę i pomagamy parze znajomych z zaklinowaną liną (dwa pozostałe zespoły zdążyły już uciec).

Totalnie przemoczeni schodzimy do Żabich Stawów, suszymy się odrobinę, po czym znowu zostajemy ponownie przelani w drodze do schroniska 😊. Na miejscu okazuje się, że wszyscy pozostali obozowicze skończyli tak samo, czyli z drogą na koncie i mokrymi ciuchami. Większość odpuszcza wspinanie następnego dnia, posiadówa w horolezeckim barze przeciąga się więc do późna. Są jednak tacy, którzy pójdą rano działać mimo nieszczególnego samopoczucia i słabych prognoz - my próbować będziemy działać na Osterwie (RELACJA).