Ondrejova, Galeria Osterwy i Majova, Zadnia Osterwa
Wyczekiwany długi weekend w końcu nadszedł, niestety nie z taką pogodą, która pozwoliłaby zrealizować bardziej ambitne plany w Tatrach. W czwartek nie za bardzo da się działać nawet w skałach, jedziemy więc na panel do Żyliny i zostajemy na noc w Rajeckich Teplicach, by w piątkowy poranek wspinać się na skałach w Porubce. Już po południu przenosimy się nad Popradzki Staw - po rozważeniu dziesiątek opcji postanawiamy w końcu spróbować zdziałać „cokolwiek”. Jak się okaże cud nie nastąpił i mimo naszego uporu, chmury nie zechciały aż do niedzieli odczepić się od wszystkich wyżej położonych ścian. Pozostała więc Galeria Osterwy. Ale po kolei…
W piątek do południa co prawda fajnie powspinaliśmy się już w skałach, mimo to wieczorem postanawiamy dotknąć jeszcze tatrzańskiego granitu – po dojściu z parkingu pod Osterwę zaliczamy pierwszy VII-kowy wyciąg Shangri La (relacja z całej drogi TUTAJ) na Osterwie. Mamy kontynuować Ali Niną (kombinacja nazwana przeze mnie Shangri Nina 😉) ale zaczyna kropić, uciekamy więc na kolację i nocleg do Popradzkiego.
W sobotę mimo nieciekawych prognoz liczymy, że uda nam się przynajmniej zrobić jedną krótką drogę w górach – proponuję Ani Szarpane Turni i pięknego Plška, którego robiłem kilka lat temu (RELACJA). W Dolinie Złomisk jest kompletnie pusto, zresztą nawet nad Popradzkim ruch zupełnie nie-sobotni. Pod ścianą jesteśmy więc sami i przez chwilę wyłania się nawet niebieskie niebo dając nam iskrę nadziei na powodzenie akcji. Przechodzę pierwszy, przedłużony (70 metrów) wyciąg – plan jest taki by Ania rozgrzała się na drugiego i przejęła prowadzenie na resztę drogi. Ma to być jej debiut w tej roli, a trzy kolejne, piękne wyciągi Plška na pewno się jej spodobają i trudno się na nich zgubić 😉. Do stanowiska dochodzę zupełnie inaczej niż planowałem, dół drogi jest mocno nieewidentny i dobrze wiem, że tutaj prawie każdy chodzi „jak puszcza”, kończy się więc na wariantach własnych.
Przekazuję prowadzenie Ani, przed nią krótki bo 15 metrowy V-kowy odcinek z małą przewieszką i fajną ryską. Po opanowaniu emocji moja partnerka sprawnie prowadzi swój pierwszy tatrzański wyciąg, a adrenalina powoduje, że wystarcza jej po drodze jeden przelot 😊. Po chwili jestem obok i z niepokojem obserwujemy jak ciemne chmury nad naszymi głowami gęstnieją – deszcz aż czuć w powietrzu, nie ma więc opcji by iść dalej w niebanalny połóg i ryskę (VI-) na kolejnym wyciągu. Pierwsze krople lecą już podczas zakładania zjazdu, za moment zaczyna się regularna zlewa… Schodzimy nad Pleso na obiad oraz suszenie i liczymy na późno-popołudniową sesję na Osterwie – nie wypogadza się jednak i pierwsze promienie Słońca pojawiają się dopiero wieczorem na tarasie schroniska, gdy siedzimy już przy piwku.
W niedzielę nie odpuszczamy i mimo iż mamy już tą trasę za sobą dzień wcześniej, wyruszamy do Złomisk ponownie – tym razem robimy to już po 6 rano, licząc przynajmniej na jedną drogę na Smoczym Szczycie lub Szarpanych (awaryjnie). Niestety już po wyjściu na Złomiskową Rówień widzimy, że jest nawet gorzej niż w sobotę – gęste chmury oblepiają wszystkie wyższe szczyty i po chwili zaczyna kropić. Obserwujemy rozwój sytuacji przez godzinę w jednej z okolicznych kolib, po czym podejmujemy przykrą lecz jedyną sensowną decyzję – odwrót pod Galerię Osterwy…
Ściana jest sucha i pusta, jednak po dwóch dniach odwrotów postanawiamy wbić się w krótsze i szybkie do wycofu drogi. Na pierwszy ogień idzie Ondrejova – pierwsza na północno-zachodniej wystawie, za kantem którym poprowadzona jest Shangri La. Początek to dość czujne jak na IV+ przewinięcie i wejście w kluczową płytę z fragmentem za VI/VI+. Drugi wyciąg prowadzi Ania – startuje kominem za V+ i po kilkunastu metrach wychodzi na grań do kolejnego gotowego stanowiska. Trzeci odcinek to podejście granią i wejście w spiętrzenie szczytowe – najpierw zacięcie, później naprawdę ładna i niebanalna jak na swoją wycenę płyta z rysą, po której droga się kończy. Jeden zjazd do żlebu zejściowego i po chwili jesteśmy przy plecakach. Uwaga co do drogi – dobrze zabrać ze sobą przynajmniej 2-3 średnie friendy bo spity i haki są w kilku miejscach, nie jest to droga obita na sportowo jak biegnąca obok Autonova.
Po chwili odpoczynku podchodzimy kilkadziesiąt metrów żlebem do góry i oglądamy trzy nowe drogi, które powstały na położonych wyżej (już nad ścieżką wyjściową znad Galerii) ścianach Zadniej Osterwy – są to Májová (VI-), Júnová (VI, relacja z 2024 TUTAJ) i Júlová (V+). Najciekawsza wydaje nam się ta pierwsza, kusząca ładnym zacięciem na początku, dlatego to też na nią się decydujemy. Akurat ta droga okazuje się być bardzo dobrze ubezpieczona i własny sprzęt jest zbędny. Kluczowy jest pierwszy odcinek – wspomniane zacięcie wycenione na VI- (na necie trafić można na starsze topo z VII- ale to błąd), na którym wspinanie jest bardzo przyjemne. Ania prowadzi drugi wyciąg – początek fajnym kantem (V), później trochę mniej estetyczne trawiaste zacięcie i stanowisko pod płytą. Zmieniamy się, przechodzę połogi odcinek za VI-, po czym czeka mnie mały trawers za kant i ciekawe przewinięcie z krótką płytką wyprowadzającą na grań. Teraz warto przenieść stanowisko 20 metrów dalej (spit z pętlą) by nie wchodzić w spiętrzenie szczytowe z liną ciągniętą po grani… Ostatni wyciąg (V+) ma 2 warianty pod koniec – albo płytą po lewej (będzie ciekawiej) albo zacięciem po prawej.
Ze szczytu turni jest już bardzo blisko na Igłę pod Osterwą ale kończymy działanie na dziś i dwoma zjazdami (stanowiska zjazdowe na Júnovej) wracamy pod ścianę. Jeszcze tylko spacer z powrotem nad Pleso, obiad, przepakowanie i kończymy weekend w Tatrach. Tym razem było więcej chodzenia niż wspinania ale już kilka fajnych wyciągów i tatrzańskie powietrze wystarczą do szczęścia 😊.
PS. Trochę później powstała jeszcze droga Marcova/Valentina, oferująca dwa ładne wyciągi w płytach i zacięciach (VI+, VI) i łącząca się z Majovą przed jej trzecim wyciągiem - opis TUTAJ.