Patagonske leto, Łomnica
Tuż obok Hokejki na zachodniej ścianie Łomnicy, biegnie inna świetna, trudniejsza droga o zróżnicowanym charakterze - Patagonské léto (VII+/VIII-). Bardziej wymagające płytowe odcinki ubezpieczone są spitami, na pozostałych liczyć musimy na własny sprzęt, są też miejsca gdzie czekają nas spore run-outy – wszystko jednak w pewnym, litym terenie. Po dwóch tygodniach w Alpach jestem dobrze rozwspinany, gdy więc zaraz po powrocie udaje się umówić na wyjazd w Tatry z mocnym kolegą, od razu proponuję mu tę drogę. A że Dawid na Królowej Tatr jeszcze nie był, pomysł zdobycia jej w ten sposób wydaje mu się bardzo ciekawy.
Schodząc do Żlebu Teryho feratką musimy zmierzyć się z kolejkami – po raz pierwszy widzę tutaj takie tłumy, poza kilkoma zespołami udającymi się na wspinanie (większość jak zawsze Puskas i Hokejka), mnóstwo ludzi idzie na Łomnicę turystycznie, Jordanką od przełęczy. Nasza droga startuje wspólnie z drugim z wymienionych klasyków i rozdziela się z nim dopiero po dwóch wyciągach. Na początek czeka nas więc oczekiwanie pod ścianą, a następnie na pierwszym stanowisku – później będziemy już sami, cały dzień mając jednak świetny widok na wspinaczy obok. Dla przypomnienia – pierwszy wspólny wyciąg (III-IV) to ładne, stopniowo pionujące się 50 metrowe zacięcie z wielką płytą po prawej, z którego wychodzimy w prawo do stanowisko. Na drugim startujemy albo po prawej stronie przewieszki z rysą (hak) albo wprost przez nią – oba warianty to około IV, następnie już łatwo kierujemy się w lewo na wygodną półkę. Ze stanowiska w lewo prowadzi rampa na Stanisławskim, w prawo mamy trawers z Hokejki, prostu do góry z kolei płytę ze spitami z naszej drogi.
Tutaj czeka nas jeden z trudniejszych odcinków (wg schematu crux ale chodzą słuchy, że VIII- to jednak ma ostatni wyciąg, a trzeci VII+) – bardzo ładna płytka z kilkoma trudniejszymi przechwytami po krawądkach. Niestety tak bardzo wyrywam się by prowadzić ten fragment, że nie zabieram ze sobą ekspresów, które Dawid pozbierał po mnie na dwóch pierwszych wyciągach – orientuję się dopiero nad pierwszą, wysoką wpinką. Próbujemy ratować sytuację – stojąc na małych stopieńkach i trzymając się krawądki łączę kilka taśm i opuszczam w kierunku kolegi, który wpina do nich brakujący sprzęt. Niestety kosztuje to sporo sił i nerwów, co finalnie powoduje, że wchodząc w kluczowej ruchy brakuje mi sił i odpadam. Głupi błąd powoduje więc, że tracę swoją szansę i oddaję prowadzenie silniejszemu koledze, który pewnie i szybko rozprawia się z trudnościami. Po 15-metrowej ściance czeka nas łatwiejszy (V) ale słabo asekurowalny odcinek po litej płycie, kierujemy się w prawo do rysy i odbijamy mocno w lewo (VI-) do stanowiska na półce.
Wyciąg czwarty ma górski charakter – wspinamy się na własnej asekuracji w bardzo fajnym zacięciu (V), przewijamy się w łatwiejszy teren i idziemy do góry mijając przewieszkę po lewej (VI-), po czym wykonujemy kilkumetrowy trawers w prawo na wygodną półkę. Gdy tam dochodzę, na naszym kolejnym wyciągów ze zdziwieniem zauważam Słowaków robiących Płyty Hokejki – tłumaczę im, że nie skręcili w lewo nad Czerwonym Okapem, a omyłkowo poszli wprost, co kosztowało ich wejście w trudności, na które nie byli gotowi. Na szczęście wyżej udało im się przetrawersować do swojej linii, a my mogliśmy zaczynać kolejny wyciąg. Po przyjemnym początku wchodzimy w kapitalną płytę z krawądkami (VII-), uwaga - nasza linia idzie po spitach w lewo, po prawej są spity z innej drogi, niewrysowana w topo (projekt?). Po przejściu płyty dostajemy się w bardzo lity ale słabo asekurowalny teren – jeżeli pójdziemy zgodnie z topo (IV-V), nawet bez przelotów nie będzie jednak stresująco. Wyciąg kolejny jest teoretycznie najłatwiejszy (V) ale bald na starcie bardzo nas zdziwił (kolega zażartował nawet, że było to najtrudniejsze miejsce na drodze 😊). Po przejściu okapiku jest już łatwo i bardzo lito, znowu jednak ze sporymi run-outami – aż do ryski w przewieszce, nad którą jest kolejny stan.
Następny wyciąg (VII+) jest bardzo ładny – zacięciem dostajemy się na półkę, gdzie czeka nas dobrze obita płytka i świetne zacięcie z rysą na własnej. Oddaję prowadzenie Dawidowi - czeka nas czeka ostatni wyciąg, niestety omawiając jego przebieg patrzymy tylko na schemat, który źle interpretujemy. Kolega początkowo idzie dobrze – do góry po świetnie urzeźbionej skale (V+), nie zauważa jednak spita powyżej i za nisko rozpoczyna trawers wrysowany na topo. Gdy patrzę na zdjęcie z linią drogi (polecam zrobić to przed tym wyciągiem!), wszystko staje się jasne – mieliśmy iść do góry pod duży okap i dopiero wtedy trawersować w lewo. Dawid nie ma już jednak możliwości powrotu, kontynuuje więc „jak puszcza” - po długim czujnym trawersie skręca do góry i rysami między przewieszkami dostaje się do naszego kolejnego stanowiska. Odcinek jest dość sprężny (szczególnie prowadzenie na własnej) i trochę porośnięty, aczkolwiek ciekawy – po późniejszej analizie okazuje się, że to ostatni fragment Płyt Hokejki (V+/VI).
Jesteśmy rozczarowani, że sknociliśmy ostatnie 15 metrów drogi (tym bardziej, że na właściwym wariancie czekało mocne ponoć VII+), godzimy się jednak z tym i gdy stajemy na szczycie po szybkim przejściu ostatniego łatwego (III) odcinka, zostaje radość z przygody i pięknych chwil w ścianie. Dodatkowo, jak już wspominałem - kolega na Łomnicy jest po raz pierwszy, cieszy się więc z wejścia na nią w niezłym stylu 😊. Z powodu późnego startu i ponad 5 godzin na drodze nie udaje się co prawda zdążyć na kolejkę z przełęczy, na tą z Łomnickiego Stawu już jednak tak – to i szybkie zimne piwo w wagoniku sprawia, że wycieczkę kończymy w bardzo dobrych nastrojach.