Water song, Veliki Cuk
Pogoda u nas paskudna, uciekamy więc na weekend w cieplejsze i słoneczne miejsce – do Paklenicy. Głównym celem jest oczywiście największa i najładniejsza ściana w rejonie (Anica Kuk), po nocnej podróży i przy krótkim dniu trzeba jednak zacząć od czegoś łatwiejszego na rozwspin. Na taką okazję idealnie nadają się mniejsze ściany położone blisko parkingu – nasz wybór tym razem pada na polecaną 6-wyciągową Water song (6a+) na Veliki Čuk. Droga okazuje się bardzo przystępna – poza kluczowym wyciągiem inne wycenione są mocno na wyrost jak na tutejsze standardy, np. Slovenski na Debeli Kuk jest wyraźnie trudniejszy. Wspinanie jest przyjemne, szybkie i bezstresowe (świetne obicie, lita skała), gdyby ktoś szukał takiego typu drogi to na pewno się nie zawiedzie 😊.
By dostać się pod ścianę (ok. 20 minut z parkingu), przed drugim mostkiem odbijamy ze szlaku na ścieżkę oznaczoną drogowskazem Centralny kamin (klasyk rejonu za 5a) i po około 50 metrach odbijamy ostro w prawo. Po przejściu ubezpieczonego stalową linką odcinka i przekroczeniu żebra trawersujemy pod skałami wchodzimy na półkę, z której startuje nasza droga (jest tabliczka).
Pierwsze dwa krótkie wyciągi forsują dolną ścianę poprzecinaną ciekawymi wymyciami i w topo mają 5c, wg mnie raczej 5a. Trzeci wyciąg jest już dłuższy i połogimi płytami (4b) wyprowadza do przełamania ściany. Na odcinku czwartym do pokonania mamy bardzo fajne komino-zacięcie (5c, wg mnie 5b), które doprowadza nas do stanowiska pod trudnościami. Wyciąg za 6a+ zaczyna się w prawo (błąd w topo!) pionową ścianką, następnie trawersujemy w lewo po dobrych chwytach i docieramy do cruxa – bulderowej płytki. Po jej przejściu czeka nas jeszcze przewieszona rysa z klamami i stanowisko na wygodnej półce. Problemem może być brak odpowiedniego rozgrzania i w konsekwencji szybkie zbułowanie w trudnościach – to spotyka Anię, która po swojej próbie oddaje mi prowadzenie tego wyciągu.
Na ostatnim wyciągu zamieniamy się z powrotem - do przejścia pozostaje świetna 40-metrowa płyta (5c ponownie na wyrost), poprzecinana różnorodnymi formacjami. Drogę kończymy więc z uśmiechem na ustach – nie zawsze musi być walka na całego żeby było fajnie 😉. Ze ściany schodzimy do żlebu na drugą stronę i nim w dół (w jednym miejscu feratka) do ścieżki, którą podchodziliśmy. Jedziemy na obowiązkowego nad morzem "fisz plejta" i choć trochę odespać – jutro na Anicy czeka nas o wiele poważniejsze wyzwanie - Albatros.