Rebuffat-Baquet, Aiguille du Midi
Dzień po naszym wspinaniu na Kapucynie (RELACJA) obóz KW BB w Courmayeur dobiega końca, opuszczamy camping i przenosimy się do Chamonix. Noc i poranek są deszczowe, gdy dzwonimy do Cosmiques okazuje się jednak, że na lodowcu Vallée Blanche jest piękna pogoda. Od razu wyjeżdżamy więc na Aiguille du Midi z planem przejścia dwóch świetnych linii w dwa dni. Napisać o pierwszej z nich, że to klasyk to jak nic nie napisać – droga Rébuffata jest bowiem jedną z najczęściej powtarzanych w całych Alpach. Jej dostępność, niesamowite usytuowanie oraz niewątpliwa uroda powodują, że przy ładnej pogodzie ustawiają się na niej kolejki, a stopień wyślizgania granitu sięgnął poziomu niespotykanego nigdzie indziej w górach 😊.
Wspinanie na Rébuffacie najlepiej zaczynać bardzo wcześnie (z pierwszej kolejki lub wprost ze schroniska) lub dużo później – mamy wtedy szansę uniknięcia korków. My startujemy przed południem, dzięki temu większość zespołów jest już w górnej części ściany. Dodatkowo decydujemy się rozpocząć wspinanie u samej podstawy ściany – pięknym zacięciem, które doprowadzi nas do „standardowego” stanowiska startowego. Prowadzę wszystkie wyciągi – Ani droga co prawda bardzo się podoba, nie ma jednak zaufania do wyślizganej skały i nie chce psuć sobie wrażeń niepotrzebnym stresem.
Startowy wariant zacięciem oferuje około 30 metrów bardzo ładnego i dobrze asekurowalnego wspinania z trudnościami do 5c+. Po przewinięciu przez okap w górnej części zacięcia trawersujemy w lewo do stanowiska lub idziemy od razu drugi wyciąg (o ile jest wolny). Na nim (5b/5c) zaczynamy odstrzeloną płytą, po czym kontynuujemy wzdłuż rys aż pod okap, gdzie czeka nas efektowny tarciowy trawers. Przed nami wizytówka drogi, słynna 15-metrowa „Rysa S” (6a). Formacja jest przepiękna, z powodu wyślizgu trzeba się jednak mocno trzymać, asekuracja jest komfortowa - do stałych haków bez problemu dokładać można kości i małe friendy.
Na wyciągu czwartym ruszamy w linii wyraźnych chwytów do góry (5b), po czym idziemy skośnie w lewo aż do nieodległego (20 metrów) stanowiska. Ponieważ jest na nim trójka wspinaczy robiących Super Duponta, idę dalej – najpierw kilka metrów w lewo, po czym wzdłuż pęknięć do góry w kierunku uklamionej przewieszki (5c), nad którą jest wygodny stan. Przed nami kolejny krótki wyciąg – zaczynamy pięknym (choć śliskim) zacięciem za ok. 5c i kontynuujemy łatwiejszymi rysami. Siódmy wyciąg pokonujemy albo wprost przez okap i dalej rysami (6a) albo obchodząc trudności po prawej (ok. 5a) – wybieram pierwszą opcję, w jednym miejscu są dość sprężne ruchy.
Z półki trawersujemy w lewo, pokonujemy odpęknięty blok (5c) i według schematu kontynuujemy kominami w lewo. Ja po kilku metrach idę wzdłuż rys skośnie w prawo – tym sposobem dochodzę do wariantu (6a+), który osiągnąć można również wprost ze stanowiska (patrz topo). Po przejściu rysy i ciekawego zacięcia przewijamy się w lewo na dużą półkę, gdzie jest opcjonalny stan. Stąd – jeżeli chcemy finiszować trudniejszym wariantem - trawersujemy w lewo przez żleb i wspinamy się ostrzem filara (5b) do stanowiska na przełączce (łatwiejszy wariant końcowy ucieka kominami w lewo). Ostatni wyciąg jest pięknie usytuowany i ubezpieczony spitami – zaczynamy płytką po lewej stronie kantu, gdzie czeka nas kilka trudniejszych ruchów (6b/6b+), po czym przewijamy się w prawo i dobrze urzeźbioną płytką docieramy na szczyt Midi.
Jeżeli zabraliśmy ze sobą cały sprzęt oraz udajemy się na kolejkę – zjeżdżamy ze szczytu na taras po drugiej stronie, jeżeli wracamy na lodowiec – czekają nas zjazdy ścianą. Zaczynamy od powrotu na przełączkę, potem dość intuicyjnie w dół i z kolejnego łańcucha już linią drogi, ostatni zjazd ze stanu na lewo od okapu skośnie w prawo. Idzie sprawnie, dzięki czemu w Cosmiques meldujemy się sporo przed zachodem Słońca i podziwiamy świat tonący poniżej w chmurach.