Środkowa Depresja (Lewe Zacięcie), Wielka Granacka Baszta
Po wspinaniu na Huńcowskim jestem przekonany, że inne słoneczne wystawy również są w świetnych warunkach, dlatego z mojej listy ‘wygrzebuję’ drogę wiodącą środkową depresją południowo-zachodniej ściany Wielkiej Granackiej Baszty. Artur Paszczak pisał, że to mega-klasyk i wspaniała zimowa wyprawa, co prawda powaga drogi obecnie jest niższa (stanowiska z ringów i sporadyczne stałe punkty), z urody nie straciła jednak nic! W dobrych warunkach wspinanie jest świetne oraz idzie bardzo sprawnie – należy jednak pamiętać, że do pokonania mamy ponad 500 metrów. Maksymalne trudności latem (też warto jak ktoś szuka cesty długiej ale ewidentnej i nietrudnej) to IV+, zimą kilka odcinków ma ok. M5. Co ważniejsze – to piękna linia w dużej ścianie, z końcówką granią wprost na widokowy szczyt!
Podejście do Doliny Wielickiej jak zwykle rozpieszcza – po około godzinie dochodzimy do Domu Śląskiego, po krótkiej przerwie oraz zagrzaniu się podchodzimy na Wielicki Ogród i dalej pod ścianę. Gratulujemy sobie wyboru bo warunki są świetne – mało śniegu, słoneczna wystawa i duży mróz sprawiają, że próg do Kotła i dolne płyty są w lodzie i firnie, a skalne ścianki w górnej części drogi suche jak pieprz.
Jako pierwszy rusza Michał. Dwa dolne wyciągi to w lecie IV/IV+ (pamiętałem je z przejścia kombinacji na ścianie), w zimie gdy płyty są odkryte może być wymagająco (ok. M5) – w naszym przypadku jest alpejsko-lodowo (WI3/4). Pierwszy stan jest na półce po lewej po ok. 40 metrach, my robimy swój (ring) po ok. 50 metrach – już po wyjściu z trudności (fragment ok. M5), z zacięcia w prawo. Po drodze dokopujemy się do dwóch czy trzech spitów, dodatkowo własna asekuracja jest dobra. Drugi wyciąg (od stanu pod trudnościami) ma ok. 40 metrów, my będąc już wyżej pokonujemy tylko ostatnie metry progu (korzystając z twardego śniegu pomiędzy skałami) i docieramy do kolejnego stanowiska z ringów.
Kolejne dwa wyciągi (po 50 metrów) to łatwy (II-III) żleb w kotle, po gołych płytach może być trudniej, my mamy świetny firn i lód (WI2) i idziemy na lotnej. Z rozpędu w ten sposób robimy jeszcze wyciąg piąty (lato IV-, u nas fragment WI3, ok. 40 metrów), zatrzymując się dopiero pod pierwszymi trudnościami – na lewym skraju ściany czołowej. Tutaj żleb przechodzi w stromy komin, a nasza droga ucieka płytami w lewo (stan pod ścianką). Po czujnym starcie (IV/~M5) idziemy uklamionym zacięciem do góry, po czym intuicyjnie pokonujemy kolejne płyty szukając stanu po ok. 50 metrach.
Po zmianie na prowadzeniu ruszam w siódmy wyciąg (III, ok. 30 m) – na początek piękna lodowa nitka (WI3), po czym łatwy poziomy trawers w lewo do stanu pod ścianką. Ósmy wyciąg (IV/~M5) zaczynamy od wspinania skałami wprost do góry (spit) i dalej mocno w prawo przez bloki do stanowiska po ok. 30 metrach. Charakter tego jak i kolejnego wyciągu jest wybitnie letni, dobrze skorzystać w kilku miejscach z rąk. Wyciąg dziewiąty (III+/~M4, ok. 30 m) zaczyna się gładką płytą, początkowo szukamy stopni na raki, wyżej pojawiają się już dobre rysy. Do stanowiska pod pięknym zacięciem z prawej strony dochodzimy wprost lub (zimą chyba lepiej) kominkiem po lewej.
Wyciąg dziesiąty (ok. 30 m) to start wspomnianym zacięciem (IV+/~M5+) – tutaj czeka nas kilka ładnych ale i sprężnych ruchów, ze świetną asekuracją (dwa spity + rysa). Po wyjściu z trudności robi się łatwo – trawersujemy skośnie w lewo do stanowiska pod kominem, którym startuje wyciąg jedenasty. W kominie są dwa trudniejsze miejsca (IV-/~M5-), po jego przejściu docieramy do kociołka ograniczonego ścianką po prawej stronie – robię pod nią pośrednie stanowisko choć teoretycznie wyciąg kończy się dopiero na grani po ok. 50 metrach. Ścianka jest łatwiejsza niż wygląda z dołu (M4), zaraz po niej robimy stan – trzeba zbudować własny (są bloki na grani), co trochę dziwi biorąc pod uwagę iż wszystkie poprzednie były z ringów.
Granią jako pierwszy rusza Michał, ja w międzyczasie ubieram wszystko co mam bo do sporego mrozu doszedł mocny wiatr – w Słońcu mieliśmy komfortowo, ale w cieniu odczuwalna temperatura spadała poniżej minus 20 stopni. Sto metrów grani (I-II) pokonujemy na lotnej – najpierw docieramy na niższy wierzchołek Wielkiej Granackiej Baszty, z niego schodzimy na przełączkę i wychodzimy na ten główny. Tutaj w nagrodę czekają nas piękne widoki i łatwy teren – ze szczytu schodzimy wprost na Wyżni Granacki Przechód. Kończymy w idealnym momencie, przy ostatnich promieniach Słońca.
Mamy dwie możliwości zejścia – w lewo (patrząc ze szczytu) przez Granacki Kocioł i dalej pod Podufałymi Mnichami do Wielkickiego Ogrodu (ewentualnie skrót Granackim Żlebem i zjazd gdy się urywa) lub w prawo – trawersem przez cztery kotły aż do Niedźwiedziej Przełęczy, skąd ścieżką pod Niedźwiedzimi Czubami nad Wielicki Staw. Ponieważ zagrożenia lawinowego nie ma wybieramy opcję drugą – przy dużej ilości śniegu trawers przed kotły jest bardzo niebezpieczny, w naszym przypadku konieczna jest jedynie wzmożona uwaga bo jest bardzo twardo i pośliźnięcie grozi jazdą w dół. Po godzinie docieramy do Domu Śląskiego i zadowoleni z przejścia pięknej linii schodzimy na parking. A pomyśleć, że mało brakło i zostalibyśmy w domach – dzień wcześniej wieczorem mocno przeciąłem palec i nadawał się do szycia, a nie do wspinania 😉.