05/06/2022Tagi: TatryDolina Pięciu Stawów PolskichZamarła TurniaWspinanie górskie lato

Kant Pietscha i Prze Puklina (wycof), Zamarła Turnia

Wycena 1: VII+   Asekuracja 1: R2   Długość 1 [m]: 160   Wyciągi 1: 4   Czas 1 [h]: 2.5   Wystawa 1: SE   Ocena 1: 7/10   Komentarz 1:    
Wycena 2: VIII   Asekuracja 2: RS1   Długość 2 [m]: 150   Wyciągi 2: 4   Czas 2 [h]: 0   Wystawa 2: SE   Ocena 2: 8/10   Komentarz 2: Wycof po 3 wyc.   

W pierwszą niedzielę czerwca wybieramy się z Romkiem na Zamarłą Turnię by spróbować dwóch biegnących blisko siebie dróg, o odmiennym charakterze – historycznego Kantu Pietscha (VII+) oraz nowoczesnej Prze Pukliny (VIII). Obie linie prowadzą rysami w płycie na lewo od Jargiły i pokonują przewieszoną część ściany na prawo od słynnego Dzioba – trudności skumulowane są więc w obu przypadkach na dwóch wyciągach. Poranek w zaśnieżonej jeszcze Dolince Pustej wita nas niestety dużą wilgotnością po nocnych opadach, czarnymi chmurami i chłodnym wiatrem. Z każdą godziną ma być jednak lepiej, postanawiamy więc trzymać się planu zamieniając jedynie kolejność dróg - mokre rysy na Pietschu nie dałyby nam szans.

Prze Puklina startuje łatwą załupą (IV) na lewo od wejścia w drogę Motyki, na której są dziś dwa zespoły - jednemu z nich udaje mi się zresztą zrobić fajne zdjęcie. Wyciąg drugi (VII-) to aż 50 metrów różnorodnego wspinania, niestety tego dnia z powodu śliskiej skały nie cieszył jak powinien i wydawał się trudniejszy, na prowadzeniu podżyłem szczególnie pod sam koniec 😊. Ze stanowiska pod zacięciem wychodzimy w lewo nad poderwane skały (spit) i wspinamy się kantem, na którym znajdziemy dwa spity. Po dojściu do środkowej rysy na płycie (prawa jest z Jargiły, lewa z Pietscha) kontynuujemy wzdłuż niej (dwa spity, dwa haki, ewentualnie coś małego można dorzucić), a gdy zanika szukamy rzeźby by do dostać się wyżej. Szkoda, że autorzy drogi nie przewidzieli dodatkowego stanowiska na jednej z wygodnych półeczek – po 20 lub 30 metrach – pod koniec wyciągu lina strasznie ciąży a pod koniec czeka nas bardzo czujny fragment. Prowadząc zresztą ten odcinek już dwukrotnie stwierdzam, że miejsce zdecydowanie zasługuje na czyste VII 😉.

Kluczowy wyciąg ma około 20 metrów, jest kompletnie obity (8 spitów) i posiada dość ciągowy charakter – wspinamy się w przewieszeniu i po drodze do pokonania mamy 3 bulderki, z czego pierwszy jest bardzo ciekawy 😉. Nasze próby przejścia w ciągu kończą się niestety niepowodzeniem – max na co nas stać to przejście Romka całości z jednym blokiem (1xAF). Decydujemy by nie kontynuować na szczyt i wrócić na przejście klasyczne – robi się późno, zjeżdżamy więc chcąc mieć szansę na przejście drugiej drogi. Mam nadzieję, że kiedyś uzupełnię opis drogi, mimo wszystko by zachęcić do powtórzeń wrzucam kilka zdjęć z naszej próby. Kluczowy odcinek jest naprawdę świetny i warto się z nim zmierzyć.

PS. Na drogę wracam na początku kolejnego sezonu (kilka fotek TUTAJ) – niestety po dojściu pod najtrudniejszy wyciąg okazuje się, że w kluczowym miejscu brakuje plakietki spita i nici z prowadzenia. Cóż, może kiedyś się uda 😊.

Pierwszy wyciąg na Pietschu to łatwe (ok. IV, 40m) wspinanie wymytymi zielonymi skałami i trawiastym kominkiem, z którego wychodzimy na duży skalny taras. Stanowisko można zrobić po lewej pod skałami (hak), my jednak rozkładamy się na półce by mieć dobry widok. Drugi wyciąg zaczyna się łatwym kominem przechodzącym w zacięcie (V), po wyjściu na wielką płytę czeka nas wspinanie rysą (VII-) aż pod widoczny z daleka okap. Trudności odczuwamy jako trochę niższe, wyciąg jest całkiem ładny ale skała niestety miejscami niezbyt lita i trzeba się uważnie asekurować – zdecydowanie lepiej liczyć na friendy i kości niż stare, przegnite haki. Przy stanowisku pod okapem okazuje się, że haki albo powypadały albo ledwo się trzymają, nie mając własnych oraz młotka (błąd!) postanawiamy przenieś się na stan z Prze Pukliny, pięć metrów na prawo. Jest to zdecydowanie rozsądna opcja – w trudności ruszamy z bezpiecznej bazy i możemy założyć pewny punkt wysyłowy. Pod okapem waham się jeszcze czy jednak nie zaliczyć wycofu, po założeniu dobrej kostki obok sparciałego haka zbieram się jednak na odwagę i ruszam 😊.

Na kluczowym odcinku po wyjściu z przewieszki teren na chwilę się kładzie i pojawia się dobra rzeźba – idę do góry wzdłuż pęknięć, dokładając gdzie się da własny sprzęt obok starych haków. Wyciąg ma dwa warianty końcowe – oryginalny, trudniejszy (VII+) przewieszonym zacięciem po prawej oraz łatwiejszy (VII-) rysą po lewej. Im bliżej jestem zacięcia tym większy niepokój odczuwam – z daleka wyglądało dużo przyjaźniej, tymczasem jest ciasne i "wali się na głowę", z niekorzystnie ułożoną rysą w środku. Ostrożnie posuwam się do góry, wpinając do kolejnych haków i walcząc z wypychającą formacją, gdy docieram do najtrudniejszego miejsca długo szukam optymalnej pozycji i w końcu podejmuję próbę wyjścia – udaną naprawdę o włos. Powyżej jest już wygodna półka i kilka haków, dokładam coś swojego i z wielką ulgą wpinam się do stanowiska – kolejnej próby przejścia klasycznego tego dnia bym nie podjął, kolega od razu również wykluczył taką możliwość i potwierdza swoje zdanie idąc na drugiego. W skrócie – mimo iż wyciąg krótki, był jednym z najbardziej wymagających on-sajtowych VII+ w Tatrach jakie robiłem, końcówka jest bardzo techniczna i siłowa zarazem, a odwagi przy starych hakach jakby mniej 😉.

Końcówka drogi to już formalność – do ostatniego stanowiska mamy 50 metrów i osiągnąć możemy je albo idąc wprost dużym pęknięciem wprost (IV, jak droga Tradycja), albo trawersując w lewo pod wielką płytą do zacięcia wyjściowego (IV) z Klasycznej. Sugeruję się miniaturką ściany SE z MasterTopo i wybieram drugi wariant, później odkrywam że na głównym zdjęciu linia wrysowana jest z kolei wprost – trudności są jednak te same a zacięcie po lewej na pewno ładniejsze. Na szczycie Zamarłej wita nas Słońce, które dopiero po południu rozgościło się na niebie na dobre – grzejemy się trochę po wyjściu z cienia i zjeżdżamy wzdłuż Jargiły pod ścianę. Szkoda, że Pietsch nie został objęty akcją "re-ekipacji", obecnie jest bowiem chyba głównie przez to powtarzany bardzo rzadko - a warto bo to jeden ze starych, dobrych klasyków.