Supertegolina, Lastoni di Formin
Pierwszy dzień pobytu w Dolomitach – do działania zabieramy się prosto po całonocnej podróży. Nie zważając na wczorajszy opad i niską temperaturę namawiam Anię byśmy od razu zaatakowali jeden z głównych celów – położoną na zachodnim murze Lastoni di Formin 8-wyciągową Supertegolinę, wycenioną oryginalnie na 7a (niektóre źródła podają 6c i raczej to jest bliższe rzeczywistości). Droga to jeden z nowoczesnych klasyków, oferuje piękne płytowe wspinanie w świetnej skale, z trudnościami trzymającymi w okolicy górskich siódemek, co zapewnia kilka intensywnych godzin, z bajecznymi widokami na okolice Passo Giau, Cinque Torri, Falzarego i Tofany!
Po przejściu malowniczych łąk oraz bujnego lasu po około godzinie meldujemy się pod ścianą – w sektorze Gran Diedro (zdjęcie poglądowe masywu Croda Lago/Lastoni di Formin wrzucałem w relacji z przejścia Nikibi - TUTAJ). Ku naszemu zmartwieniu na drodze jest już inny zespół, prowadzący zalicza blok za blokiem na starcie co nie wróży niczego dobrego... Chłopaki na szczęście jednak nie powtarzają żadnego odcinka (zresztą przejścia A0/AF są w Dolomitach na porządku dziennym), a finalnie po trzech wyciągach puszczają nas przodem.
Supertegolina startuje bardzo charakterystyczną rysą (6b), gdzie do uzupełniania stałej asekuracji przydadzą się 2-3 średnie friendy. Sporo osób ma tutaj problemy z powodu braku rozgrzewki oraz nietypowej jak na Dolomity formacji – mi z powodu bardzo niskiej temperatury „odcina” palce, pomagają jednak rękawiczki do rys i szczęśliwie przechodzę krótki ale dość sprężny odcinek za pierwszym podejściem. Wyżej robi się już łatwiej – odbijamy w lewo i kontynuujemy do góry po dobrej rzeźbie aż do wielkiej półki, po przejściu której czeka stanowisko (40m). Drugi wyciąg (6b/6c w zależności od topo, 40m) to przyjemne wspinanie w czarnej płycie, im wyżej tym robi się jednak trudniej i po trawersie w lewo tuż pod stanowiskiem czeka czujny fragment.
Trzeci wyciąg (6b/6b+, 20m) zaczyna się sporym run-outem w pięknej płycie, obserwujemy spektakularny lot Włocha przed nami, który jednak nie wykorzystał dobrej rzeźby skały i poszedł za bardzo w lewo. Wyżej chłopaki od razu azerują i gdy tam docieram, wiem już dlaczego – w jednym miejscu czeka "kąśliwy" bulder, na rozpracowaniu którego spędzam dobre 15 minut, w końcu ryzykuję ruchy zaciskając mocno palce na zimnej skale i OS zostaje uratowany 😊. Trzy dni po nas kolega przechodzi to miejsce dopiero w trzeciej próbie i potwierdza, że to najbardziej podchwytliwy fragment drogi.
Według topo kluczowy jest jednak kolejny odcinek – oryginalnie i w nowym przewodniku New Age wyceniony jest na 7a, w Bergsteigen na 6c (ku temu się skłaniam). Chłopaki czując mój oddech na swoich łydkach proponują byśmy poszli przed nimi – uradowany korzystam z propozycji, obawiając się tylko czy nie będę musiał powtarzać… Wyciąg okazuje się jednak dość przystępny i świetny pod OS-a - wspinamy się w przewieszającej się miejscami ale bogato urzeźbionej szarej skale, wystarczy nic nie namieszać i wytrzymać 35 metrów do stanowiska. Do tego pojawia się Słońce (o 14-tej więc drogę warto zaczynać jak najpóźniej) i skała robi się dużo przyjemniejsza!
Na piątym wyciągu (6a/6b, 40m) prowadzenie na chwilę przejmuje Ania – w planach było, że na pierwszego pójdzie całą górną część drogi, mocno jednak wymarzła i jest lekko nieprzytomna po podróży, na kolejnym stanowisku puszcze mnie więc ponownie przodem. Startujemy piękną czarną ścianką i po przełamaniu kontynuujemy w szarych połogich płytach. Wyciąg szósty (6b, 40m) zaczyna się żółtym zacięciem, po czym efektownie przewijamy się na kant po lewej stronie i ładną szarą skałą idziemy wzdłuż pęknięć do góry. Na starcie kolejnego odcinka (5c/6a, 40m) czeka krótka przewieszka, po przejściu której ładnymi czarnymi płytami szybko przemieszczamy się dalej. Ostatni wyciąg jest bardzo fajny ale wcale nie łatwy (6a w BS ale 6b+ w NA) – po siłowym początku czeka czujny trawers i po 20 metrach docieramy do stanowiska. Jeżeli schodzimy kontynuujemy łatwym terenem 20 metrów do wyjścia ze ściany, jeżeli zjeżdżamy – kończymy w tym miejscu. Na górnych wyciągach mogą się przydać 1-2 friendy choć nie są niezbędne (run-outy są w łatwiejszych miejscach), także asekurację można wycenić równie dobrze na S2, nie RS1.
Na ziemię wracamy szybkimi zjazdami (wg rozpiski na topo z Bergsteigen), po drodze mijamy włoski zespół, który też zmierza w dół – chłopaki zrezygnowali trzy wyciągi przed końcem. Szybko biegniemy do auta by zdążyć zameldować się na campingu i rozłożyć z całym dobytkiem przed nocą, do tego muszę ogarnąć resztę 60-osobowej (!) ekipy - w Dolomity przybywamy bowiem w ramach obozu KW Bielsko-Biała, za którego organizację ponownie odpowiadam 😉. Na powitalne wino i odespanie nie pozostaje jednak dużo czasu – rano czeka słynny Constantini-Apollonio na Tofanie (relacja TUTAJ).
Poza schematem z przewodnika umieszczam też link do opisu na Bergsteigen -> INFO & TOPO.