20/08/2022Tagi: AlpyDolomityTorre Grande FalzaregoWspinanie górskie lato

The Wall, Torre Grande Falzarego

Wycena: VIII   Wycena uzupełniająca: 7a/7a+   Asekuracja: S2   Długość [m]: 280   Wyciągi: 10   Czas [h]: 6   Wystawa: SE   Ocena: 8/10   Komentarz: 1xAF   

Dzień po wspinaniu z Anią na Torre Piccola Falzarego (RELACJA) wracam na sąsiednią ścianę Torre Grande z Adrianem – naszym celem jest jedna z piękniejszych sportowych linii w Dolomitach – prawie 300-metrowa The Wall. Droga opisywana jest jako techniczna i wymagająca, z kilkoma solidnymi wyciągami w przedziale 6b-6c, a ostatnim zdecydowanie trudniejszym za 7a/7a+ (choć jest i wariant za 6b), wszystko w doskonałej skale i przy świetnej stałej asekuracji. Mimo iż pogoda nie rokuje na trudną (dla nas) drogę (rano jest zimno i deszczowo), jesteśmy mocno zmęczeni tygodniem intensywnego działania, a kolega musi wieczorem wracać do Polski – nie odpuszczamy i postanawiamy spróbować, licząc że uda się fajnie powspinać chociażby na kilku wyciągach.

Po dotarciu pod ścianę okazuje się, że przed nami są dwa włoskie zespoły (w końcu to klasyk!)– chłopaki robią już jednak drugi i trzeci wyciąg, możemy więc startować. Ruszam jako pierwszy – nad tabliczką z nazwą drogi pokonuję kilka łatwych metrów (o dziwo to jedyny nie obity fragment na drodze, może przydać się średni friend – choć obejdziemy się bez niego) i wchodzę w dość ciągowy pionowy odcinek z jednym wyraźnie trudniejszym miejscem (6b/6b+), podobno często mokrym – dziś na pewno bardziej niż zazwyczaj 😉. Stanowisko znajdziemy po prawie 40 metrach, ostatnie metry do niego są już jednak łatwiejsze.

Drugi odcinek (6a/6a, 20m) jest bardzo przyjemny - prowadzi w pięknie urzeźbionej żółtej płycie. Gdy go przechodzimy krążące nad naszymi głowami czarne chmury gęstnieją i pojawia się deszcz. Ubieramy co mamy (czyli niewiele) i czekamy, po około 20 minutach zespoły przed nami rezygnują i zjeżdżają, stwierdzamy, że pewno to lokalsi skoro tak łatwo odpuszczają i wisimy w stanie dalej 😊. Gdy opad trochę słabnie stwierdzamy że nie ma co marznąć i trzeba próbować, trzeci wyciąg jest po klamach (6a+, 30m) – przejdziemy go więc tak czy owak i zobaczymy co będzie na następnym, znacznie trudniejszym. Po dotarciu do stanowiska powyżej czekamy ponownie – ku naszej radości przestaje padać, skała jest co prawda mocno zalana i chwilę potrwa zanim wyschnie, trudności czwartego odcinka (6c, 30m) są jednak w przewieszeniu i kilka chwytów oraz stopni woda oszczędziła. Prowadzący ten wyciąg Adrian staje na wysokości zadania i radzi sobie świetnie, gdy podążam w jego ślady skała jest już lepsza i mimo niskiej temperatury schnie w oczach (standard w Dolomitach). A samo wspinanie jest kapitalne!

Po wyjściu z dolnej części ściany czeka nas kawałek w poziomie po trawie, po czym kierujemy się skośnie w prawo do drzewka (6a, 40m). Z półki wspinamy się prosto w górę po ładnej szarej płycie (6a/6a+) i już po 20 metrach docieramy do stanowiska. Stąd krótkie przewinięcie w prawo (4b/5a) i łatwo do kolejnego stanu (20m). Ósmy wyciąg ma podobną długość, wspinamy się po świetnie urzeźbionej szarej skale (6a/6a+) prosto do góry. Kolejny odcinek jest już bardziej wymagający (6b+/6c, 30m) - do pokonania mamy przewieszoną żółtą ściankę z jednym mocno bulderowym fragmentem. Prowadzący Adrian w cruxie myli sekwencję i mimo dłuższej walki nie jest już w stanie uratować próby – wiedząc już co należy zrobić po zmianie kolegi udaje mi się sfleszować wyciąg.

Przed nami wyciąg ostatni – zgodnie z opisami wyraźnie odstający trudnościami od poprzednich (7a/7a+ w zależności od topo). Zaczynamy od siłowych przechwytów w przewieszeniu (co już trochę pompuje), po których czeka kluczowy fragment – bulder na wyjściu z okapu, z mniejszymi chwytami i stopniami, których trzeba poszukać. Wyżej teren odpuszcza ale zanim po 20 metrach robi się wyraźnie łatwiej (do stanu jest w sumie 30), trzeba się cały czas wspinać. Moje pierwsze podejście jest chyba najlepsze – początek przechodzę intuicyjnie, w trudnościach mocno i długo się trzymam, gubię jednak z oczu stopnie i w końcu odpadam. Adrian próbuje bez powodzenia i szybko (za szybko) wstawiam się ponownie – jest późno, a za kolegą dzwoni już ekipa czekająca w aucie na powrót do kraju. Zbyt krótki odstęp między próbami powoduje że nie mam szans i tylko niepotrzebnie jeszcze bardziej męczę ręce. Po kolejnym nieskutecznym podejściu kolegi stwierdzamy, że kumulacja zmęczenia, przemoczenia i zmarznięcia sprawia, że na przejście w pełni klasyczne szanse od początku były niewielkie… Mimo wszystko uparcie próbujemy jeszcze po razie i dopiero w mojej czwartej próbie finalnie odpuszczamy i godzę się z jednym blokiem, mimo wszystko ruchy robiąc klasycznie i do końca przechodząc już w ciągu. Przy okazji warto wspomnieć, że istnieje wariant obejściowy (6b) ostatniego wyciągu, ze stanu przewijamy się za kant filara w prawo – wtedy całą drogę klasycznie przejść można za 6c.

Jeżeli chcemy zejść z Turni będąc na ostatnim stanowisku wychodzimy łatwo na jej szczyt, my nie braliśmy podejściówek i nastawiliśmy się na zjazdy – te poza pierwszymi dwoma (lepiej nie łączyć!) idą sprawnie, biegniemy więc szybko na parking gdzie od kilku godzin czeka ekipa Adriana. Słysząc jak powalczyliśmy i że droga była piękna wybaczają nam jednak opóźnienie i po chwili żegnamy się – ja wracam jeszcze na jeden nocleg na campie, kolejnego dnia czeka sporo pracy ze zwijaniem obozu oraz skomplikowanym rozliczeniem się z Włochami za naszą 60-osobową grupę. Dla mnie i Ani to jednak nie koniec wspinania w Dolomitach – na kilka dni wraca piękna pogoda, szkoda byłoby więc nie zrobić jakieś dużej ściany na deser – południowa Marmolady (relacja TUTAJ) będzie idealna 😉.

Poza schematem z przewodnika umieszczam też link do opisu na Bergsteigen -> INFO & TOPO.