Cesta Tradicneho Horolezeckeho Tyzdna, Kozia Turnia
Drugiego dnia pobytu nad Zielonym Stawem Kieżmarskim (31.10 robimy świetne Pająki na Jastrzębiej Turni) udajemy się do Doliny Jagnięcej by po raz pierwszy powspinać się na Koziej Turni (słow. Kozí štít, 2107 m). Widoczna z doliny rozległa ściana południowa oferuje sporo dróg (m.in. ładny i wyposażony w stanowiska piątkowy Filar Lehotsky'ego), my jednak wybieramy położoną dużo wyżej płytową ścianę południowo-zachodnią. By się pod nią dostać podchodzimy żlebem (ścieżka) opadającym ze Skrajnej Koziej Szczerbiny, oddzielającej Kozią Turnię od Koziej Kopki.
Plan zakłada przejście obitej w roku 2019 Cesty Tradičného Horolezeckého Týždna (CTHT, VI+), będącej wariantem linii Machnik-Michalski i Orolina (VII), którego ostatni wyciąg przecina ogromną stromą płytę. Finalnie kończy się na ładnej i przyjemnej CTHT, silny wiatr i późna pora oraz zmęczenie po trzech wytężających drogach zrobionych w ostatnich dniach sprawiają, że na kluczowym wyciągu Orolina finalnie odpuszczam by nie wspinać się na siłę.
CTHT w całości prowadzi Ania - startujemy niespiesznie przed 11-tą godziną, gdy Słońce powoli zaczyna oświetlać ścianę. Namierzamy czerwonego spita oznaczającego początek drogi i ruszamy - pierwsze metry prowadzą jasnymi skałami trochę "na siłę" by dodać kilka metrów do oryginalnej drogi Machnika. Wyżej zaczyna się jednak ciekawe i ładne wspinanie - idziemy najpierw dość sprężną na początku płytką (mocne V+), potem skręcamy w kierunku wyraźnego zacięcia odciętego przewieszką (linię wyznaczają kolejne spity). Podejście pod okapik jest dość ciekawe, ale samo przewinięcie wygląda na trudniejsze niż jest w rzeczywistości - kilka metrów powyżej czeka stanowisko (po ok. 50 metrach). Drugi wyciąg zaczyna się trawersem w lewo do spita, po czym idziemy wyraźnym filarkiem w niewielkich trudnościach (IV+), wypatrując kolejnych punktów (w tym starych koluch) i po ok. 30 metrach docieramy do stanowiska pod ładną płytą.
Tutaj czekają główne trudności drogi - fajne wspinanie po małych chwytach z jednym trudniejszym miejscem (VI+), dalej idziemy skośnie w prawo trawiastymi zacięciami (trochę krucho) i po ok. 35 metrach docieramy do dużej półki pod wieńczącą drogę płytą. Ania nie chcąc ciągnąć na siłę liny robi tutaj stanowisko pośrednie (są dwa stałe punkty i wygodnie stoimy) - warto dołożyć to kilka minut by było przyjemniej i bezpieczniej (mamy prowadzącego na widoku). Ostatni odcinek to 15 metrów przyjemnego wspinania w dobrze urzeźbionej skale (ok. V/V+). Jeżeli zabraliśmy buty to ze stanowiska wychodzimy na położony tuż powyżej szczyt (z którego szybko zejdziemy na przełęcz i pod ścianę), jeżeli nie - można zjechać wzdłuż pokonanej linii (najlepiej robiąc back-upy bo kolucha są na jednym spicie).
My wybieramy drugie rozwiązanie, ale nie dojeżdżamy na sam dół, tylko do pierwszego stanowiska pod Orolinem by stamtąd rozpocząć dalsze wspinanie - pierwszy odcinek na tej drodze prowadzi mało ciekawym, zatrawionym terenem. Po przejściu drugiego wyciągu błędnie odczytuję schemat i wchodzę w wielką płytę za wysoko, pokonując po drodze bardzo ciekawy przewieszony kancik 😉. Wyżej okazuje się, że płyta lepiej prezentuje się z daleka niż z bliska - poodwracane chwyty, porośnięta skała i zatrawione rysy wymagają pełnego zaangażowania. Zmęczenie fizyczne i psychiczne dają o sobie znać, stopy w nowych butach bolą niemiłosiernie, do tego coraz mocniej wieje i Słońce zaraz schowa się za góry. Ania przekonuje mnie w końcu, że trzeba odpuścić bo wspinanie bez żadnej przyjemności nie ma sensu, a przecież to tylko jeden wyciąg na który można kiedyś wrócić - idę więc wyżej tylko pooglądać i wytrawersowuję z płyty oraz ściągam partnerkę.
Sama Cesta Tradičného Horolezeckého Týždna to ładna i przyjemna droga o charakterze podobnym do piątek i szóstek powstałych na Osterwie w ostatnich latach - tam byłaby zapewne powtarzana co tydzień, na Koziej Turni z kolei liczyć możemy na samotność, wspinacze zaglądają tutaj bowiem "od święta". A szkoda bo okolica oferuje sporo ciekawych linii - wystarczy podejść kawałek powyżej zatłoczonych Rzeżuchowych Turni by zyskać sporo nowych możliwości, do tego widoki są dużo lepsze. CTHT pod kątem asekuracji sklasyfikowana jest jako RS1, własny sprzęt może się jednak przydać tylko jako uzupełnienie stałej asekuracji - my nic nie założyliśmy, spity są wszędzie gdzie jest trudniej.