Parle, Sierra de Toix
Po krótkiej sylwestrowej nocy Nowy Rok rozpoczynamy oczywiście od wspinania! Pierwszą część dnia poświęcamy na krótkie drogi sportowe w pięknie położonej Olcie, po czym zjeżdżamy do położonych nad morzem klifów Sierra de Toix. Na późne popołudnie przewidzieliśmy bowiem dogrywkę – jedną z najczęściej powtarzanych linii na Costa Blanca, Parle. Droga choć krótka i nietrudna (6a+) słynie z niesamowitej lokalizacji i bardzo ciekawego sposobu dostania się pod nią 😉.
Po zaparkowaniu na końcu drogi prowadzącej pod skały Toix schodzimy w dół i trawersujemy ścieżką nad klifami wzdłuż wybrzeża, by po około 30 minutach dotrzeć do sektora Pirates of the Caribbean. Na miejscu zastajemy dwie spore dziury w ziemi – jak się bowiem okazuje stoimy na dachu wielkiej jaskini, a otwory są w jej suficie! To właśnie jednym z nich po 55-metrowy zjeździe dostaniemy się pod start drogi Parle, a następnie rozpoczniemy wspinanie ścianami jaskini by wydostać się z "otchłani".
Ania wiedziała co prawda na co się pisze, ale gdy spojrzała w dół zaczęła szukać wymówki byśmy jednak zmienili plany i poszli na piwo - bo przecież się już dziś powspinaliśmy, jest późno i na dodatek mamy tylko pojedynczą linę 80-metrową, która na pewno nie pozwoli nam dostać się na sam dół. Sprawdzam jednak i po 40 metrach złożona na pół lina akurat dosięga żebra, którym prowadzi droga wyposażona w ringi - Miss Swan. Jak się później okazuje zgodnie z moimi przewidywaniami taki zjazd byłby możliwy (potwierdzone), nie dane nam jednak było tego doświadczyć. Po chwili bowiem kilkadziesiąt metrów dalej znad krawędzi klifu wyłaniają się wspinacze, idę więc zapytać czy nie pożyczą nam do zjazdu jednej żyły. Zgadzają się, a na pytanie czy robili kiedyś Parle sympatyczny Pan odpowiada, że tak bo drogę wytyczał 😊. I tak zjazd na pojedynczej „sześćdziesiątce” zakłada nam sam autor drogi, a my swoją linę zabieramy na plecy.
Po efektownej jeździe wolno w powietrzu docieramy na szeroką półkę nad brzegiem morza, wiążemy się i szykujemy ekspresy - wystarczy 10 (w tym kilka dłuższych) bo wyciągi są krótkie i dobrze, ale nie bardzo gęsto obite. Pierwszy wyciąg (V+, 20m) to wspinanie po filarku wyprowadzającym na skalny mostek – miejscami robi się pionowo ale chwyty są duże, choć dość śliskie. Drugi wyciąg (6a+, 25m) jest już bardziej wymagający – wspinamy się stromo do góry po obłych chwytach i „kostkach”, po czym już łatwiej trawersujemy w prawo do wiszącego stanowiska. Ostatni wyciąg (6a, 25m) jest bardzo efektowny – wspinamy się skośnie w lewo po ścianie jaskini i po czujnym przewinięciu docieramy pod otwór w dachu, którym wydostajemy się na powierzchnię 😊.
Prowadząca całość drogi Ania z zadaniem poradziła sobie w niecałą godzinę, a chwile zawahania miała jedynie w kilku miejscach - związane jednak głównie z ilością omagnezjowanych chwytów. Wybierając bowiem te gorsze trzeba było trochę lepiej popracować na nogach. Wspinanie w tym miejscu zdecydowanie jednak schodzi na dalszy plan – morze pod nogami i niebo prześwitujące przez otwory w dachu jaskini sprawiają, że linia faktycznie zachwyca. A że nie trzeba poświęcić za dużo czasu i sił by ją zrobić – do powtórzeń nie trzeba chyba namawiać!