07/05/2023Tagi: SkałySkały - WłochyWspinanie górskie latoWspinanie w skałach

Dillosauro, Jurrasic Park

Wycena: VIII-   Wycena uzupełniająca: 6c, VII+/VIII-   Asekuracja: S1   Długość [m]: 50   Wyciągi: 2   Czas [h]: 2   Wystawa: E   Ocena: 9/10   Komentarz:    

Ostatniego dnia pobytu na Sardynii postanawiamy odwiedzić wyjątkowe i dość nietypowe miejsce. Na słynącej z światowej klasy dużych wapiennych ścian wyspie znaleźć można też bowiem świetny granit! Jednym z najlepszych miejsc oferujących wspinanie w nim jest Jurassic Park – odległy od cywilizacji ale zdecydowanie wart odwiedzenia. Poza ciszą i spokojem oraz pięknymi widokami znajdziemy tutaj kilka ciągowych linii w litej pomarańczowej skale, o długości do 80 metrów. Wizytówką miejsca jest efektowna iglica przypominająca palec, na która prowadzi droga Dillosauro (6c) – jak tylko trafiliśmy na jej zdjęcia od razu została dopisana do listy celów!

Będąc już mocno wyeksploatowani po kilku dniach wspinania i nie mogąc patrzeć na buty wspinaczkowe po wczorajszych zmaganiach z płytami na Mia Africa (RELACJA) zastanawiamy się czy znajdziemy jeszcze trochę spręża. W końcu jednak magia miejsca wygrywa, do tego karmię się złudną nadzieją, że poza iglicą może uda zrobić się dodatkowo jedną z dróg na głównym murze. Zgodnie z poradą z przewodnika by nie próbować wspinać się w Słońcu postanawiamy pojawić stawić się na miejscu o 14-tej gdy wystawiona na wschód ściana już ostygnie. Długi treking w samo południe nie był jednak zbyt dobrym pomysłem - gdyby ktoś się wybierał radzę podejść rano i poczekać na cień  już na miejscu, ewentualnie na plaży w pobliżu.

Nisko zawieszonym autem jakie dostaliśmy z wypożyczalni udaje nam się dojechać do tego miejsca - 39.634057, 9.649487, bez terenowego 4x4 dużo dalej zresztą się nie da. Stąd ruszamy na nogach – czeka nas około 6 kilometrów marszu wzdłuż wybrzeża, okolica jest dość pustynna ale i klimatyczna. Gdy naszym oczom ukazuje się ściana (położona dość wysoko bo ok 200 metrów nad poziomem morza) idziemy dalej i za bardzo ciekawą skałą (zob. galeria) odbijamy ścieżką w prawo i rozpoczynamy podejście. Idziemy cały czas skośnie w prawo trzymając się najbardziej wyraźnej ścieżki, która doprowadzi nas pod Jurassic Park (39.59194 9.65250, na Google Maps błędnie opisany kilometr dalej wzdłuż wybrzeża).

Na miejscu mimo iż skała prezentuje się nawet lepiej niż na zdjęciach nie tryskamy energią - wychodzi zmęczenie z poprzednich dni, a dwie godziny podejścia w pełnym Słońcu dołożyły swoje. Widząc jak mocno i ciągowo prezentują się drogi, które rozważałem jako dogrywkę po celu głównym (Pterodattilo lub Tirannosauros) od razu porzucam ten pomysł – innym zdecydowanie go polecam bo linie z pewnością są świetne! Może będzie się chciało kiedyś tutaj wrócić… Większość dróg jest kompletnie obita, są też i jednak trzy trady – podobno jedne z lepszych na wyspie.

My tymczasem zabieramy się za nasz „palec” – do pokonania są zaledwie dwa wyciągi, pierwszy (6c, 30m) jest jednak podobno dość wymagający i techniczny. Ania daje się namówić do spróbowania, po dojściu do kluczowego miejsca w żaden sposób nie potrafi jednak wymyśleć patentu na jego przejście. Po zmianie na prowadzeniu i ja spędzam tam sporo czasu – w końcu wiem już co zrobić, wracam więc na ziemię i powtarzam całość w drugiej próbie. Niestety na stanowisku zdaję sobie sprawę, że w ferworze walki zapomniałem o kontuzjowanym barku i teraz ledwo mogę wybierać linę...

Drugi wyciąg (6b) prowadzi Ania – zaczynamy łatwymi płytami i docieramy pod wieńczącą drogę cienką kolumnę. Wejście na nią jest spektakularne, ruchy bardzo przyjemne a skała piękna. Gdy docieram do stanowiska wspólnie wdrapujemy się na płaski wierzchołek niczym na mały stolik i próbujemy zrobić pamiątkowe zdjęcie – najlepiej jednak byłoby gdyby ktoś robił je ze ściany naprzeciwko 😉. Na dół dostajemy się dwoma zjazdami (15m, 25m) - lina pojedyncza 60m w zupełności wystarcza, do tego 10-12 ekspresów, własny sprzęt niepotrzebny.

Powrót do auta w „normalnej” temperaturze jest już znacznie szybszy i przyjemniejszy niż podejście – po dojeździe do naszej miejscowości (tym razem bazę mieliśmy w Santa Maria Navarese, polecam jako nadmorską alternatywę dla Baunei) wyrabiamy się jeszcze na kolację w knajpie. Niestety już kolejnego dnia rano trzeba wracać do Polski, w głowie mam już jednak kilka pomysłów na kolejną wizytę na Sardynii – świetnych dróg wielowyciągowych jest to zresztą na lata!