Orizzonti contrapposti, Pizzo Sella - Monte Gallo
Po zapoznaniu się ze ścianami na skraju masywu Monte Gallo, tym razem postanawiamy wybrać się w jego głąb. O potencjale rejonu pisałem już wcześniej, ciekawych dróg cały czas przybywa. Jedną z nich jest Diretta Amari (7a, 12 wyc.) otwarta w roku 2022 przez Filipa Babicza (INFO). Mimo rekomendacji samego autora nie udaje mi się przekonać potencjalnego partnera, pozostaje więc jak zawsze liczyć na asystę dzielnej Ani 😊. Pod drogą nie decydujemy się jednak na spróbowanie – wizja prowadzenia wielu wymagających wyciągów w 80% na własnej asekuracji przy braku pełnej sprawności i krótkim dniu z góry skazana jest na niepowodzenie. Może kiedyś jeszcze się uda, tymczasem wracamy wzdłuż muru pod „plan B” - częściowo obite Orizzonti contrapposti (6c+, 9 wyc.).
Kontrastujące horyzonty okazują się bardzo ładną drogą o logicznej linii, poprowadzonej płytami i rysami omijającymi przewieszenia ciągnące się od podstawy ściany do jej zwieńczenia. Ku naszej uciesze potwierdza się niepewna informacja o re-ekipacji przed kilku laty, dzięki czemu będziemy mogli komfortowo wrócić zjazdami, bez konieczności schodzenia na drugą stronę masywu. Podobnie jak w przypadku Palermo in love (RELACJA) najtrudniejszy wg topo odcinek okazuje się całkiem przystępny, podczas gdy teoretycznie łatwiejsze wyciągi w górskich formacjach trzymają klasę – ponownie więc finalnie prowadzę całość.
Start drogi zlokalizować bardzo łatwo – pierwszy wyciąg (30m) prowadzi szarą płytą na prawo od wielkiego skośnego okapu. Po pierwszych łatwych metrach wzdłuż pęknięć (ok. VI) zaczyna się ładne techniczne wspinanie po krawądkach wzdłuż spitów – kluczowy fragment (VIII-/6c+ choć w moim odczuciu bardziej 6c) jest pod koniec i wymaga dobrego odczytania. Niestety wybieram złe rozwiązanie i po chwili wracam na ziemię by czysto powtórzyć całość. Mając jeszcze nadzieję, że może cała drogą będzie tym razem wyceniona łagodnie Ania próbuje drugi wyciąg – ładny okapik na starcie puszcza (ok. 6a), kąśliwy odcinek w płycie powyżej (6b) już nie, do myślenia daje mailon wycofowy, co ciekawe wyżej w ścianie będzie jeszcze kilka 😉. Zmieniamy się i fleszuję to miejsce, po czym wychodzę na półki po lewej, gdzie czeka kolejny stan. Trzeci wyciąg jest łatwy (5a, 30m) – idziemy płytką do góry, mijamy krzaki oraz osmalone ogniem dodatkowe stanowisko zjazdowe (o nim na końcu) i trawersujemy pod sporym okapem w lewo do jego skraju.
Kolejny odcinek ma już zdecydowanie bardziej górski charakter – zaczynamy od mocnego przewinięcia pod okapem i wchodzimy w śliczną szeroką rysę (VII+/6b) którą wspinamy się dość ciągowo aż do łatwiejszych zacięć (ok. VI) pokonywanych już całkowicie na własnej asekuracji – stanowisko jest dopiero po ok. 45 metrach. Piąty wyciąg (6c, 35m) zaczyna się dość nietypowo – od obniżenia i niebanalnego trawersu kilka metrów w lewo. Po dotarciu do spitów kierujemy się piękną czerwoną ścianą aż pod okap, spod którego efektownie przewijamy się lewo i na półkę powyżej.
Wyciąg nr 6 (30m) mimo niewinnej wyceny (VI+/6a) jest całkiem sprężny – zaczynamy od przyjemnych jeszcze pęknięć po prawej stronie, wspinamy się w bogatej rzeźbie skalnej (własna i spity) i przechodzimy w lewo do odważnego pasażu po małych chwytach, wytchnienie zyskując dopiero na stanowisku. Siódmy wyciąg jest długi (55m) i zawiły – zaczynamy łatwym terenem skośnie w prawo, po czym docieramy do stromej ściany z rysami i odstrzelonymi płytami – idziemy wzdłuż nich (VII/6b) aż pod przewieszkę z nyżą po prawej. Powyżej widać stanowisko ale uwaga – nie idziemy przez okap do niego (bardzo trudno 😊) tylko przewijamy się w prawo do kominka i odbijamy w prawo do właściwego stanu – ten po lewej służy tylko do zjazdu.
Gdy już wydaje się, że jest po drodze bo zostały dwa „łatwiejsze” wyciągi, dostajemy mocnego pstryczka w nos. Po kilku łatwych metrach w płycie docieram do ryso-komina, przypominającego nam nieco słynny Grzbiet Muła na Tofanie (RELACJA) 😉. Na szczęście aż tak trudno jak tam nie jest ale jak na VII-/6a+ można się mocno napocić i lekko zestresować między odległymi spitami – szczególnie wchodząc do środka omszałego z powodu niewielkiej liczby przejść komina. Idąca z plecakiem Ania nie szczędzi mi tutaj miłych słów, na szczęście pod koniec rozsądnie wychodzi na zewnątrz komina i oszczędza sobie szorowania po skale. Ostatni wyciąg (25m) daje się już na szczęście lubić – po łatwym przejściu w lewo i fajnej płycie wymagająco jest tylko pod koniec, gdzie do pokonania mamy strome zacięcie (VI+/6a).
Wspinanie kończymy o zachodzie Słońca, którego jednak z powodu dużego zachmurzenia nie widzimy – pozostaje pooglądanie widoków ze szczytu i lekka konsternacja, że trzeba zjeżdżać gdy w drugą stronę widać wygodną drogę do miasta (przypominam, że lokalizację wszystkich dróg nanoszę na MAPĘ - zakładka w menu). Na szczęście jednak zjazdy idą szybko i sprawnie – mając 55 metrów liny zjeżdżamy do wspomnianego stanowiska obok komina, trzy kolejne pojedynczo (konieczny mocny trawers na płycie pod okapem), dalej cale 55 metrów do drugiego stanu (jakby nie starczyło po 45 metrach jest dodatkowe stanowisko z nadpalonym repem o którym pisałem) i z niego już do ziemi. Zjazdy zaznaczyłem na topo, są tam też trudności i długości wyciągów. Mimo iż na drodze jest całkiem sporo spitów, przyda się set friendów od #0.3 do #2, ewentualnie tricamy. Droga jest zdecydowanie warta powtarzania, choć nie odnotowuje chyba zbyt wielu przejść - wzbudziliśmy zainteresowanie lokalnych służb ratunkowych, które oczekiwały naszego powrotu ze ściany 😊.