Big Wall Speed Climbing, Debeli Kuk
Kiepskie prognozy w okolicy sprawiają, że w ostatniej chwili decydujemy by na długi weekend wyskoczyć do Paklenicy, gdzie nawet po kilku wizytach kolejnych klasyków nie brakuje 😊. Po nocnej podróży robimy krótką drzemkę i od razu zabieramy się za jeden z nich – Big Wall Speed Climbing (6c+ 220m) na Debeli Kuk. Na tą piękną linię wykorzystywaną do organizowania zawodów wspinaczkowych (stąd też nazwa BWSC, oryginalna Tinin Raz) nie sposób nie zwrócić uwagi wchodząc do parku – stąd też od dawna była na liście celów. I tak po kilku innych gorąco polecanych drogach na Debelim (Slovenski 6a+, Senza Pieta 6b+, Johnny 7a) przyszła w końcu kolej i na tą.
Po błyskawicznym podejściu zaczynamy wspinanie - droga startuje kominem po lewej (jak Diagonalka), wybieramy jednak popularny wariant prostujący płytą (5c). Po dojściu pod przewieszki łączymy się z oryginalną linią i idziemy wzdłuż przyjemnego zacięcia do stanowiska (ok. 35m). Drugi wyciąg (6a/6a+, 25m) zaczyna się fajnym kilku-ruchowym bulderem w trawersie, po którym odbijamy do góry w dużo lepszej rzeźbie – Ania ładnie sobie radzi, czas więc na moje zmagania z kluczowym wyciągiem (6c+).
Danie główne to 50 metrów kapitalnego wspinania – biorąc pod uwagę długość oraz fakt iż crux czeka na 40 metrze od razu postanawiam zakładać tylko długie przeloty (poza trzema stałymi ekspresami) i zdecydowanie polecam takie rozwiązanie. Zaczynamy od świetnych dilferków i długich przechwytów po krawądkach, docieramy do nieco łatwiejszego zacięcia (pod nim spit i hak jakby ktoś musiał rozbić wyciąg, co nieco obniży jego klasę) i odbijamy w lewo do kluczowej sekwencji po małych chwytach ze słabszymi stopniami, z której dostajemy się do klamek wyjściowych. Długo zbieram się w sobie przed tym odcinkiem by nie spalić OS-a, finalnie okazuje się przejrzyście i całkiem przystępnie (wyraźnie łatwiej niż na Johnym). Ania sprawnie przechodzi większość wyciągu, tylko w trudniejszych miejscach pomaga sobie ekspresami – cruxa łatwo zresztą przejść w stylu A0 jeżeli komuś nie udałoby się klasycznie.
Po łatwym wyciągu „przejściowym” (4a, 25m), na kolejnym ponownie czeka piękne techniczne wspinanie (solidne 6a+, 45m) – pokonujemy filarek i przechodzimy do zacięcia po lewej, które stopniowo robi się coraz bardziej strome i słabiej urzeźbione, Ania wytrzymuje jednak do końca i broni naszego onsajta 😊. Zmieniam ją na ostatni wyciąg (5c+, 40m), który ma bardziej siłowy charakter – wspinamy się wzdłuż pęknięć przez przewieszki i docieramy pod szczyt turni. Po krótkiej przerwie zabieramy się za wygodne zjazdy wzdłuż pokonanej linii, z przerwą na moją zabawę z patentowaniem pewnej ciekawej ścianki – cała droga raczej poza zasięgiem ale fajnie było podotykać. A przy okazji wypatrzyłem inny potencjalny cel 😊.
W galerię wrzucam topo z przewodnika, lepsze jest jednak na Bergsteigen – TUTAJ.