Capitan Pelinkovac, Anica Kuk
Dzień po przejściu Infinito (RELACJA) ręce i stopy domagają się odpoczynku od wspinania, przed podróżą powrotną wypada jednak coś jeszcze zrobić 😉. Zmęczenie i czarne chmury powodują, że rezygnujemy z ambitniejszego celu jaki chodził mi po głowie i wybieramy się na przystępniejszą, zachodnią wystawę Anićy Kuk. Znaleźć można tutaj kilka dróg do 300 metrów w przedziale 5a-6a+ i jedną 6b+/6c, Capitan Pelinkovac którą wybieramy. Poza kilkoma przyjemnymi wyciągami piątkowymi i dwoma ładnymi szóstkami na koniec czeka jeden z ładniejszych wyciągów w Paklenicy, dla którego warto się tutaj wybrać!
Po około 30-minutowym podejściu z parkingu (dłuższą ale wygodniejszą opcją pod Stupem) start drogi znajdujemy bez problemu – oznaczony jest tabliczką. Zaczynamy przyjemnym wyciągiem 4c w połogiej płycie, z dość odległymi spitami między którymi można coś jednak dorzucić. Drugi odcinek (6a+) jest już znacznie trudniejszy – po kilkunastu metrach czeka przewieszona ścianka z rysą, gdzie trzeba się dobrze poustawiać. Na wyciągu kolejnym jest nadal dość stromo, rzeźba jest jednak znacznie lepsza (5b). Czwarty odcinek prowadzi dużą połogą płytą (4b), po której trzeba podejść między krzakami (4a) do wyciągu szóstego. Ten (5b+) zaprowadza nas pod środkowe spiętrzenie w ścianie, które pokonujemy ładnym wyciągiem siódmym (6a) – mijamy przewieszenie płytą skośnie w lewo i wspinamy się do góry wzdłuż wymyć.
Wyciąg dziewiąty (5c) to stromy i wyglądający niezbyt atrakcyjnie ale całkiem fajny próg, po którym podchodzimy pod imponującą przewieszoną żółtą ścianę z czarnymi pasami – by dostać się do stanowiska trzeba pokonać jeszcze niebanalny bulder 😉. Do dania głównego zabieram się bardzo długo – mam obawy czy w dzisiejszym stanie uda uporać się klasycznie z długim przewieszonym pasażem wyglądającym dość trudno jak na 6b+/6c. Na szczęście pozory nieco mylą – jest co prawda bardzo angażująco, a niektóre ruchy są mocne i długie, kolejne dobre chwyty pojawiają się jednak jeden po drugim i po chwili ku swojej uldze (chyba nie byłoby sił powtarzać) wychodzę z trudności. Ania dobrze zna już ścianę (robiła już na niej drogi Bora i Jura), po zakończeniu wspinania szybko wyprowadza nas więc na grzbiet, do którego pozostaje jeszcze dobre 200 metrów (80 przewyższenia) dwójkowego scramblingu. Do punktu startowego wracamy ferratą i żlebem w niecałą godzinę, dalej już szybko na parking drogą porannego podejścia.
PS. Poza załączonym schematem z przewodnika dobry opis i foto-topo znaleźć można na Bergsteigen, TUTAJ.