Mercie la vie, Kołowy Mnich i Motyka, Mały Kołowy Szczyt
Pierwszy z trzech dni w Dolinie Kieżmarskiej na obozie KW Bielsko-Biała, który miałem okazję po raz kolejny organizować. Wybieramy się z Anią oraz Tomkiem i jego kolegą w głąb Doliny Jastrzębiej. Do południa jest mokro i pochmurnie, przed drogą Motyki (VI-) na Małym Kołowym proponuję więc odwiedzić Kołowego Mnicha (a konkretnie Mniszka), gdzie kilka lat temu pojawiły się dwie częściowo obite krótkie drogi o trudnościach VII+/VIII-, Mercie la Vie oraz Morálový tanec. Na obu po pierwszym rozgrzewkowym wyciągu czekają dwa odcinki w płytach – świetne ale dość odważne, także polecane wspinaczom z lekkim przynajmniej zapasem.
Po odczekaniu aż rozejdą się chmury zaczynamy wspinanie – ja z Anią na Mercie, chłopaki na Moralovym. Nasz pierwszy wyciag (V) prowadzi wzdłuż rysy w płycie – pierwszy spit jest wysoko, niżej był nowy hak z koluchem ale wyciągnąłem go palcami… Wspinanie nie jest trudne ale formacja dość wypychająca, trzeba uważać szczególnie gdy tak jak u nas jest jeszcze wilgotno. Na półce powyżej spotykamy się z kolegami – stanowiska obu dróg są tuż obok siebie. Drugi wyciąg jest bardzo ładny i prowadzi w czystej skale po krawądkach i odciągach, na 25 metrach umieszczono jednak tylko 4 spity, dodatkowo najtrudniejsze ruchy są między nimi – nie pozostaje więc nic innego jak zebrać się w sobie i przejść OS-em 😊. Chłopaki na drodze obok mają podobnie, nie decydują się jednak ryzykować i zjeżdżają z drugiego spita, potem do ziemi i kierują się już pod Motykę. Trzeci wyciąg (VII+) Merci prowadzi wielką płytą – obitą podobnie jak ta poniżej, lepiej jednak urzeźbioną i umożliwiającą dokładanie małych friendów w niektórych miejscach. Po jej przejściu robimy dwa szybkie zjazdy do ziemi i gonimy za chłopkami na Mały Kołowy gdyż już po 14-tej, gdyby przed południem pogoda była lepsza może udałoby się zrobić też Moralovy – warto jednak bowiem przy okazji wizyty zaliczyć obie linie.
Droga Motyki (VI-) w dolnej części ściany mocno kluczy, a na wielu odcinkach prowadzi trawiastym lub kruchym terenem. Pierwszy wyciąg można robić płytami wprost (ok. IV+) lub łatwiej żeberkiem (III) po lewej stronie – wtedy pod koniec trawersujemy do dużej trawiastej półki z dwoma hakami. Tutaj koledzy puszczają nas przodem – drugi wyciąg zaczyna się zacięciem (IV), po którym czeka około 10 metrów nieprzyjemnego trawersu po trawach z obniżeniem w prawo i wejściem pod załupę opadającą spod przewieszek (jeden hak pod wejściem w trudności). Następny odcinek okazuje się jednym z bardziej stresujących jakie miałem okazję prowadzić w Tatrach – trochę z powodu mocno przegnitej i kruszącej się skały, trochę z powodu błędu jakim było zabranie jednego młotka. Mając dwie sztuki i kilka haków byłoby bezpieczniej, bez nich jest bardzo nieprzyjemnie – wcale nie łatwe wspinanie (VI-) przy iluzorycznej asekuracji (nieliczne stare skoby są w opłakanym stanie) w kruchej i mokrej skale dają psychiczny wycisk.
Po dotarciu do w miarę dobrego stanowiska na filarku (3 haki) czeka odcinek kluczowy – trawers między przewieszkami (VI-) z odważnym przewinięciem do zacięcia (V) którym dochodzimy do rynny opadającej spod szczytu. Tutaj droga łączy się ze znaną mi już Slamą (RELACJA) – zdecydowanie bardziej polecam ją ze względu na jakość skały i ciekawszy dół! Do końca pozostają dwa długie wyciągi z nadal wymagającą asekuracją, pierwszy z nich kończy się obejściem przewieszki (V, wprost VI), drugi płytowymi zacięciami (ok. IV+) wyprowadza wprost na wierzchołek. Gdy dociera do mnie Ania jej mina mówi wszystko – nie chciała iść na tą drogą obawiając się kruszyzny… Koledzy kończą dużo później po nas i mają podobne wrażenia, nawet po częściowym oczyszczeniu przez nas wielu kruchych stopni i chwytów nadal urywali kolejne…
Zanosi się, że będę musiał usunąć tą pozycję z listy tatrzańskiego TOP, mimo wszystko pozostawię ją w polecanych z zapiską, że to górska przygoda dla doświadczonych taterników. Droga ma swój urok, nie jest jednak dla każdego.