Cervene Previsy, Jastrzębia Turnia
Ponieważ partner na główny cel nie dojechał, drugiego dnia obozu pozostało poszukać ciekawej alternatywy. Po zrobieniu dwa lata temu drogi Pavúci lezú do neba (VIII-/VIII, relacja TUTAJ) i zachwyceniu się nią, w oko wpadły mi biegnące tuż obok Červené Previsy. Droga to stary klasyk, po uklasycznieniu należący do grona najlepszych tatrzańskich siódemek, z kategorii wymagających. Dzięki ringom na stanowiskach oraz kilku stałym punktom i w miarę dobrym hakom na dwóch kluczowych wyciągach po drobnym uzupełnieniu asekuracji można czuć się bezpiecznie i śmiało atakować trudności. Na wspinanie zabieram jednego z młodych adeptów taternictwa wśród klubowiczów, Nikodema i obiecuję, że nie będzie się nudził 😊.
Pod ścianę podchodzimy razem z Łukaszem i Mateuszem wybierającym się na inną polecaną przeze mnie drogę, Smrť Vegetariánom (VI-). Chłopaki zaczynają płytą na prawo, my kierujemy się wprost w efektowne tytułowe czerwone przewieszenia. Pierwszy wyciąg (20m) jest ewidentny – startujemy wzdłuż szerokiej czarnej rysy i dalej wprost od niej (V, dwa haki), po czym wychodzimy na taras pod pierwszym przewieszeniem (ring i hak). Nikodem daje się namówić na spróbowanie trudności i po chwili walczy z kluczowym okapem – ten wyceniony został skromnie na VII-/VII ale krąży opinia (i się do niej przychylam) że to co najmniej mocne VII (a nawet VII+). Po kilku podejściach i zejściach kolega odważnie wchodzi w daszek i pokonuje go, wyżej na chwilę robi się łatwiej po czym czeka następny wymagający pasaż (VI+, spit i haki) z nieewidentnymi ustawieniami – tutaj niestety kończy się długim lotem. Idąc fleszem wymyślam nieco łatwiejszy patent na okap, po czym ostrożnie pokonuję kolejne metry i docieram do kolejnego stanowiska (20m, ring i dwa haki). Piękny ale i syty wyciąg!
Kolejny odcinek (30m) zaczynamy wspinaniem w pięknej rzeźbie do góry, po czym odbijamy w prawo do spita i wchodzimy w trudności – techniczne przewinięcie do gładkiego zacięcia i dalej za kant (oryg. VI+, raczej VII-). Nikodem zawisa nie mając pomysłu, ponownie więc zmieniam go i przechodzę niebanalny pasaż oraz ładne zacięcie (V+) jakie czeka po przewinięciu – stanowisko znajdziemy po wyjściu w prawo na płyty (2 spity). Podczas gdy wspinamy się na tym wyciągu zaczyna mocno wiać (porywy do 80 km/h), ponieważ jednak dalej czekają łatwiejsze wyciągi postanawiamy kontynuować – wspinanie w takich warunkach też ma swój urok 😉. Czwarty wyciąg (V, 30m) to długi trawers w lewo pięknie urzeźbioną skałą – najlepiej zatrzymać się na półce pod zacięciem, do którego odbija się po minięciu przewieszek (1 hak).
Piąty odcinek (IV+, 30m) to podejście zacięciem kilka metrów i mocny trawers w prawo przez płytę (przecinamy drogę Pavuci biegnącą do góry, widać ringa) aż do pojawiającego się za kantem zacięcia, którym kontynuujemy do góry i skośnie w lewo. Można zatrzymać się na stanowisku z ringa i haka lub przy łańcuchu powyżej – szczególnie jeżeli decydujemy się dalej na ładniejszy wariant na szóstym wyciągu (V, 40m). Zamiast oryginalnie bowiem (niejasne przewinięcie przez filarek) dobrze iść zacięciem po lewej, po czym przewinąć się w prawo przy złotym ringu z Pavucich i nie iść w lewo nad okapy jak ta droga ale trawersować w prawo do zacięcia którym biegną Previsy. Po dotarciu pod piękną płytę wieńczącą ścianę można zatrzymać się na jednym z dwóch stanowisk z ringów (niżej Chlapcom z Everestu, wyżej z Pavucich).
Ostatni wyciąg (IV, 40m) oryginalnie idzie trawersem za turnicę i kant ściany (do Komina Dieškov), Nikodem odbija jednak do góry skrajem płyty (kilka metrów od spitów z Pavucich), natrafiając tutaj na dość solidne wspinanie (ok. VI) i ograniczoną asekurację (1 hak i słaba własna). Po dojściu do półki z luźnym blokiem robi się łatwiej (V) i po chwili docieramy pod przewieszki, gdzie z lewej zza kantu dochodzi łatwy wariant oryginalny. Kilka metrów trawersu w prawo doprowadza do wyjścia ze ściany – zaraz na jej skraju znajdziemy stanowisko zjazdowe. Stąd można łatwo kontynuować na szczyt lub rozpocząć zjazdy wzdłuż wspominanej kilkukrotnie drogi ku pamięci Pająków (30m, 30m, 50m, 50m – patrz topo).
Do schroniska wracamy później niż planowaliśmy, zdecydowanie jednak warto było – ja cieszę się z przejścia kolejnego klasyka, Nikodem dodatkowo z dzielnych zmagań ze swoją pierwszą poważniejszą drogą w Tatrach.