The Bernards, Prima Torre del Sella
Gdy okazuje się, że na naszym obozowym campie pada i podobnie jest w całych Dolomitach, zostajemy dzień dłużej w rejonie Selli. By dzień się nie zmarnował namawiam Anię by poasekurowała mnie na The Bernards (7b 180m) na Pierwszej Turni Sella - droga wpadła mi w oko gdy próbowaliśmy biegnącego tuż obok świetnego Icterusa (6c+/7a) kilka lat temu (obok polecam też ładną Delenda Carthago 6b - RELACJA). Trudności IX- w Alpach jeszcze nie robiłem, zamierzam więc tylko obejrzeć pierwszy kluczowy wyciąg – a że ten niespodziewanie puszcza w drugiej próbie i pogoda wytrzymuje (chwilami tylko lekko kropi co nie przeszkadza bo ściana jest przewieszona), prowadzę całą drogę do końca 😊.
Zanim trafimy pod ścianę długo siedzimy w aucie czekając czy się rozpada, zimno i wiatr też nie zachęcają. Gdy na podejściu zaczyna kropić chcemy zawracać, mimo wszystko jednak namawiam by choć zobaczyć czy ściana jest sucha i okazuje się, że nie jest źle! Po podjęciu ciężkiej decyzji czy brać „prawie pewniaka” czyli przystępniejszego Icterusa, czy też zalicytować wyżej, w końcu trzymamy się oryginalnego planu.
Pierwsze 15 metrów to łatwe podejście pod trudności, na kolejnych 30 dzieje się już sporo 😉. Nie potrafiąc rozpracować kluczowego miejsca (7b) idę aż do końca chcąc zrobić to później – jak się okazuje to błąd gdyż po dojściu ze stanowiska z powodu długości wyciągu (50m) trzeba zjechać i patentowanie jest utrudnione. W drugiej próbie idę więc z nastawianiem, że powiszę przy cruxie – o dziwo wymyślam jednak sekwencję w ciemno i udaje się, pozostaje dociągnąć do końca, a trudności nadal dość trzymają (ok. 6c). Drugi wyciąg (6b) daje trochę odsapnąć, do tego jest przepiękny – wspinamy się płytą i zacięciem, po czym trawersujemy w prawo pod okapem do stanowiska.
Trzeciego wyciągu (6c+) mocno się obawiałem i są ku temu podstawy – ponad 30 metrów w przewieszeniu z kilkoma trikowymi przewinięciami przez kant daje mocno popalić, kamień spada mi z serca gdy dociągam OS-em - na powtórki mogłoby braknąć sił i czasu przed deszczem. Kolejne dwa odcinki (5b i 5c) prowadzące wzdłuż zacięć i kominem to formalność choć trzeba uważać na nieco kruchą skałę – przechodzę je szybko łącząc na jedną długość liny. Na ostatnim wyciągu (6a) czeka mała niespodzianka w postaci pięknego przewieszenia z klamami, finalne metry są już wyraźnie łatwe. Ze ściany da się wyjść, my jednak zjeżdżamy szybko wzdłuż linii drogi – z liną pojedynczą 60m też by się dało gdyż wykorzystać można dodatkowe stanowisko z Icterusa 15m nad ziemią.
I tak dzień, który miał iść na straty przyniósł klasyczne przejście kolejnej dolomitowej perełki, którą gorąco polecam 😊.