31/08/2024Tagi: AlpyAlpy - FrancjaAiguille DibonaWspinanie górskie lato

Ethique de la Joie, Aiguille Dibona

Wycena: VII-   Wycena uzupełniająca: 6a+   Asekuracja: S2   Długość [m]: 420   Wyciągi: 10   Czas [h]: 6   Wystawa: S   Ocena: 8/10   Komentarz:    

Po przejściu Physique (relacja TUTAJ) będącej jednym z głównych celów w sezonie, drugiego dnia można by odpocząć przed długim powrotem do kraju, ale mając tuż przy schronisku jedną z najlepszych turni w Alpach nie wchodzi to w grę 😊. Z powodu zmęczenia i przeziębienia Ani odpuszczamy przepiękną Lady Bonę (7a 450m, trzeba będzie wrócić!) i idziemy na łatwiejszego klasyka na ścianie wschodniej - Éthique de la Joie (6a+ 420m). Obiecuję, że będzie szybko, łatwo i przyjemnie ale tak nie jest – prowadzę wszystkie wyciągi i prawie każdy kolejny mimo niskiej wyceny daje lekki wycisk. Droga jest bardzo ładna ale i fizyczna, wymagająca świeżego ciała do dziesiątek dilferków i głowy do wychodzenia nad spity pomiędzy którymi często nic nie da się dołożyć.

Po nieco dłuższym podejściu niż pod ścianę południową (całe 15 minut 😊) lokalizujemy start drogi i zaczynamy wspinanie. Pierwszy wyciąg (5c) jest mocno „górski”– wspinamy się zacięciami wypatrując kolejnych spitów i wychodzimy na wygodną półkę. Jak się zresztą okaże cała ściana ma odmienny charakter od głównej wystawy – jest mniej pionowych płyt, a więcej rys, odstrzelonych tafli i różnego rodzaju zacięć. Na początku drugiego wyciągu (6a+) czeka nas jednak odważny połóg, po którym pokonać trzeba niebanalną przewieszkę – przynajmniej taka mi się wydała. Trzeci wyciąg to pocięta ryskami płyta na pierwszych metrach (5c), po czym kolejny trikowy okapik (6a+) otwierający wyjście w łatwy teren – na kolejnym odcinku właściwie przenosimy stanowisko 50 metrów wyżej. Zaczyna do mnie docierać, że jestem po wczorajszej walce bardzo zmęczony, Ania też nie bardzo chce iść dalej – gdyby nie była to Dibona niewątpliwie pojechalibyśmy w dół…

Pod piątym wyciągiem (5c) mamy zagadkę bo topo pokazuje by pod odstrzeloną taflę dochodzić z prawej strony , tymczasem z lewej są jakieś nowe spity – wygląda jednak podejrzanie trudno (z góry już łatwiej, pewno ok. 6a), idę więc pewniejszym wariantem. Dilferek przez taflę jest kapitalny, nad nim po chwili docieramy do stanowiska. Kolejny wyciąg (6a) nie jest już taki przystępny – zaczynamy od obłych rys, a po przewinięciu mamy jeszcze mnóstwo wspinania przez zacięcia i przewieszki. Siódmy odcinek (5c/6a) wygląda niepozornie ale zacięcia na nim okazują się przewieszać, do tego ponownie czeka sporo metrów do przejścia. Jedziemy już na zupełnych oparach, a wyciąg ósmy (6a/6a+) wręcz dobija – filarek ze stresującym przewinięciem to małe preludium, dalej jest kolejne przewieszone zacięcie i okapiki – po ponad 30 metrach ciężko uciągnąć linę, dobrze więc zatrzymać się na dużym tarasie by finalną przewieszoną ściankę z taflami pokonać bezpieczniej.

Wyciąg kolejny (5c) łatwo doprowadza pod grań, po lewej widać przewieszkę z Visit, my idziemy jednak za spitami w prawo – jeszcze tylko kilkudziesiątny dilferek i jesteśmy na grzbiecie. By już się nie katować odcinek na szczyt pokonujemy łatwą drogą klasyczną, choć będąc w normalnym stanie na pewno nie odpuściłbym przerysy z Visite po lewej (patrz zdjęcie), którą pokonywaliśmy w zeszłym roku. Gdy w końcu dociągamy do piku mam wspinania dość jak rzadko kiedy, a partnerce za włożoną w te dwa dni pracę i setki metrów w pionie obiecuję wizytę w sanatorium 😊. Ze szczytu zjeżdżamy granią na północ (2x25m i lepiej nie łączyć), po czym trawersujemy eksponowaną półką do ścieżki prowadzącą najpierw skałami, potem piargami aż do przełęczki nad schroniskiem. W nim nadal pustki (czemu pisałem w poprzedniej relacji), jemy ostatniego liofa i wypijamy odłożone na tą okazję piwo, po czym ruszamy w dół do Les Etages i niestety już w trasę powrotną do domu. Oby jeszcze dane było nam kiedyś dotknąć wyśmienitego granitu Dibony!