Grań Żabiego Konia, Filar Puskasa i Filar Świerza, Wołowa Turnia
Co prawda kontuzja nie odpuszcza, podobnie jednak świetna warunki w Tatrach - pozostało więc kontynuować nadrabianie zaległości z łatwymi klasykami i wspierać innych w realizacji celów. I tak w świąteczny piątek fundujemy sobie z Anią małą łańcuchówkę. Zaczynamy po 9-tej od Grani Żabiego Konia (III+ 170m), której (wstyd się przyznać) jeszcze nie robiłem 😊. Wspinanie kontynuujemy na Wołowej Turni, gdzie od 12-tej jesteśmy na Filarze Puškáša (VI+ 200m) – tutaj wracam po latach by towarzyszyć Ani nie mającej go jeszcze na koncie. Na koniec po 15-tej zaczynamy Filar Świerza (III+ 220m) i meldujemy się na szczycie tuż o zachodzie Słońca. Ta droga to kolejna z moich zaległości i po przejściu potwierdzam opinie, że zasługuje na miano najładniejszej tatrzańskiej „trójki”.
Do Żabiej Przełęczy dostajemy się schodząc ze szlaku na Rysy tuż przed łańcuchami i trawersując trawiastym tarasem do skalnej rynny (II, w razie potrzeby spity i stanowisko na górze), nad którą przechodzimy w lewo za kant do stanowiska zjazdowego (15m). Cała grań to cztery wyciągi przedzielone stanowiskami z łańcuchem, można więc wspinać się na sztywno lub przejść ją na lotnej. Na drodze jest kilka haków i zaklinowanego sprzętu, na uzupełnienie spokojnie wystarczą 2-4 średnie friendy. Na początek czeka łatwy poziomy odcinek (II), po którym docieramy pod pierwszy uskok. Ten odcinek (III+) to najtrudniejszy fragment grani – pokonujemy go szerokim pęknięciem od prawej strony i kontynuujemy efektownym ostrzem. Trzeci wyciąg to przyjemne (III) i lite wspinanie płytami po lewej i dalej ściśle granią. Na koniec czeka krótki uskok (III+), po którym wychodzimy w łatwy teren i kontynuujemy do szczytu. Zjeżdżamy z łańcucha zlokalizowanego kilka metrów poniżej 25m do kolejnego stanowiska na przełączce, skąd 55m do ścieżki (ewentualnie 30m z taśm na turnicy nieco dalej). Grań to oczywiście pozycja obowiązkowa dla każdego taternika, dobrze że po latach wspinania udało dotrzeć się tutaj i nam 😊.
Po zjeździe nie schodzimy na dół ścieżką, a kierujemy się trawersem i do góry na Tylkową Przełączkę (fragment II), z której schodzimy żlebem i trawersujemy pod Wołową Turnię. Po krótkiej przerwie zaczynamy wspinanie na Filarze Puškáša – Ania prowadzić będzie dwa kluczowe wyciągi, ja biorę więc na siebie łatwiejsze dolne i górne. W przeciwieństwie do „błądzenia” w ścianie przed laty tym razem postanawiam trzymać się ściśle Matertopo i zrobić dół wariantem oryginalnym. Po pokonaniu płytki i okapiku wspinam się więc nieco omszałym zacięciem (IV+) i docieram do półki – jakichkolwiek stałych punktów brak, trzeba więc zrobić swoje stanowisko. Drugi wyciąg zaczyna się litym ale dość odważnym wspinaniem gładką płytą (V-), z której przechodzimy nad zacięciem po lewej (kiedyś robiłem je od dołu, ok. V, hak) i łatwiej kontynuujemy porośniętymi skałami do dużego trawiastego tarasu. Chyba jednak ładniej i ciekawiej jest na wariancie oznaczonym w Mastertopo jako 4A (V), startującym z lewego skraju ściany.
Z półki (brak stałego stanowiska ale wygodnie) wspinamy się szerokim pęknięciem (IV+) na półkę po prawej (hak) i wchodzimy na płytę – tutaj zaczyna się jeden z najładniejszych piątkowych fragmentów w Tatrach. Po dojściu do pierwszej odstrzelonej tafli przewijamy się w prawo i kontynuujemy dilferkiem (V+) wprost do góry, a następnie łatwiej już płytą do stanowiska z haków bezpośrednio pod zacięciem z okapikami. Trudności na kluczowym wyciągu (VI+) czekają już na starcie – Ania długo szuka dobrego ustawienia, co w końcu się udaje. Dalej o OS-a trzeba jeszcze jednak trochę powalczyć – zarówno przejście przez okapik jak i ryska na palce powyżej trzymają szóstkowe trudności. Na deser tego pięknego odcinka czeka jeszcze przerysa z kolejnym daszkiem, po którym docieramy do stanowiska ze spitów. Czwarty wyciąg warto zrobić stromym zacięciem po prawej (ok. V+, całe na własnej), oryginalnie idziemy lewą stroną (IV) i po wyjściu w łatwy teren skośnie w prawo depresjami do przełączki. Łańcuch nad Kominem Puškáša jest po równo 60 metrach, da się więc dojść na raz – w razie potrzeby można jednak zrobić stanowisko pośrednie.
Po zjeździe kominem szybko przechodzimy pod Filar Świerza i od razu zaczynamy wspinanie - wcześniej bez pośpiechu delektowaliśmy się piękna pogodą i widokami, teraz trzeba przyspieszyć bo jest już po 15-tej i do Zachodu Słońca pozostało nieco ponad godzinę. Pierwszy wyciąg (III+) to wspinanie dobrze urzeźbioną ścianką w kierunku pasa przewieszek, który sprytnie przecinamy przez mały wyłom – ewentualnie lewą stroną filara wiedzie nieco łatwiejszy wariant. Po przewinięciu podchodzimy na taras powyżej i docieramy do dwóch ringów (jak na każdym stanowisku). Drugi odcinek (III+) to bardzo ładne wspinanie wzdłuż rys środkiem ściany, z której wychodzimy do stanowiska pod przewężeniem filara.
Kolejny wyciąg to efektowne ale nietrudne (III) ostrze i dojście do przełączki – w razie potrzeby można stąd zjechać w prawo do żlebu zejściowego. Kontynuując na szczyt idziemy zacięciem wprost (III) i po dotarciu do górnego spiętrzenia przechodzimy w prawo na przełączkę do ostatnich ringów. Stąd czeka nas jeszcze ok. 40m łatwego (II) terenu na taras podszczytowy i dodatkowe 10m do wierzchołka. Tutaj w końcu możemy zwolnić, pooglądać Zachód Słońca i przejść tarasem do zjazdów (50m, 55m i dalej zejście lub dodatkowy zjazd z haków jeżeli np. w żlebie jest śnieg). Naszą przygodę kończymy zejściem w blasku gwiazd do schroniska i dalej na parking – po drodze zastanawiamy się czy był to ostatni akcent sezonu, czy też świetne warunki jakie panują utrzymają się jeszcze trochę…