Droga Haberleina i Kant Filara, Ostry Szczyt
Po wspinaniu na Strzeleckiej Turni (RELACJA) i noclegu w Zbójnickiej Chacie tatrzański letni sezon kończymy na Ostrym Szczycie – najpierw przechodzimy Drogę Häberleina (wariantem V), a następnie Kant Filara (ok. VI-). Pierwsza linia miło zaskoczyła i naprawdę warto ją zrobić – ładne i przyjemne wspinanie czeka nie tylko wzdłuż słynnej Rysy, ale i na pozostałych wyciągach. Druga jest jeszcze ciekawsza, ją jednak polecić można już bardziej doświadczonym wspinaczom – trudności są wyższe nie oryginalne wyceny, a miejscami asekuracja jest bardziej wymagająca. I pewno temu zeszło dłużej niż planowaliśmy - a że dzień krótki po raz piąty z rzędu kończyliśmy wspinanie na tatrzańskim szczycie o zachodzie Słońca, tym razem już jednak przy lekkim mrozie 😊.
Droga Häberleina startuje wyraźną rampą przecinającą południową ścianę Ostrego. Pierwszy wyciąg to łatwe wspinanie tą właśnie rampą (III), po około 30 metrach schodzimy z niej w prawo i zatrzymujemy się przy dwóch hakach pod charakterystycznym wąskim zacięciem utworzonym przez małe filarki (nie idziemy dalej w prawo do widocznego stanowiska z taśmami!). Drugi odcinek jest bardzo ładny i zróżnicowany – wspinamy się najpierw wspomnianym zacięciem (IV), później trawersujemy eksponowanym gzymsem w prawo (hak) i odbijamy do góry lekko przewieszoną ale bardzo dobrze urzeźbioną ścianką (IV+). Po wyjściu z trudności pokonujemy jeszcze łatwy próg i docieramy do stanowiska z haków pod wielkim głazem.
Na wyciągu trzecim przechodzimy trawnikiem w lewo i odbijamy do góry ładną płytą (III-IV), szukający wrażeń mogą spróbować wspinać się Rysą Häberleina od samego dołu (niebanalne V+/VI- w porośniętej skale). Wspinając się płytą warto nie odbijać do widocznego stanowiska w prawo ale podejść kilka metrów wyżej do półki z trzema hakami – dzięki temu będziemy mieć dobry widok na prowadzącego trudności na kolejnym wyciągu. Z tego miejsca przechodzimy już do wspomnianej Rysy (a właściwie zacięcia) - po trawersie w lewo delektujemy się już przyjemnym wspinaniem (V) do góry, aż do końca formacji, oryginalnym wyjściem poniżej w lewo (IV) nie warto zawracać sobie bowiem głowy. Ostatni wyciąg to wspinanie depresjami w lewo pod szczyt (III) – my przed wyjściem na górę odbijamy jednak na grań do stanowiska. Po dwóch krótkich zjazdach z przejściem półkami i jednym długim (można rozbić po 25m) docieramy na Dolny Trawnik, gdzie odkrywamy nowego ringa – dzięki niemu nie trzeba już schodzić stromymi płytami do kolejnego stanowiska, a można zjechać 28m. Spod okapów jedziemy już do ziemi (50m, można rozbić na 30m i 20m). PS. Dobry schemat drogi jest w przewodniku Damiana po łatwych klasykach, korzystaliśmy i wszystko się zgadzało 😊.
Po przejściu w lewą część ściany zaczynamy wspinanie Kantem Filara – Ania nie jest przekonana ale stwierdzam, że „tylko wygląda trudno bo przecież to tylko V” 😉. Partnerka daje się w końcu namówić i przez kolejne 50 metrów czeka jest dość spore wyjście ze swojej strefy komfortu – wspinanie jest co prawda kapitalne ale i dość odważne. Zaczynamy rysą pod okapem ale po chwili przewijamy się w prawo na płytę i wspinamy się najpierw po pięknych wymyciach, potem już wzdłuż pęknięć – trudności trzymają i miejscami są fragmenty za solidne słowackie V+. Po ok. 30 metrach w nyży po lewej jest hak, nie warto jednak robić tam stanowiska – Ania przedłuża mocno przelot i wraca na płytę, pokonuje dobrze urzeźbione okapiki i zatrzymuje się przy haku pod dachem (jak sugeruje Paweł na swoim topo – załączam).
Drugo odcinek choć nieco porośnięty nadal trzyma klasę i lufę – przewijamy się w lewo i kontynuujemy płytami (V) do poziomej półki pod „podejrzaną” ścianką. By ją przejść trzeba się dobrze poskładać i odważyć (ok. VI-), wyżej robi się już zdecydowanie łatwiej – idziemy skrajem wielkiej spękanej płyty (III) i zatrzymujemy się pod kolejnym uskokiem (hak). Tutaj dopada nas cień, a że dodatkowo wieje to przy temperaturze realnej około zera ta odczuwalna robi się solidnie na minusie. Zmieniam więc partnerkę i trzepiąc się z zimna pokonuję ciekawą stromą rysę (V+, hak), po czym biegnę czym prędzej do góry łatwym zacięciem (III-IV), wspólnym już z Drogą Motyki. Po wyjściu na taras kolejny wyciąg robimy już tą drogą – po kominku z kantem z prawej (III) czeka łatwa grań doprowadzająca pod spiętrzenie szczytowe. Końcowy fragment rysą w płycie (III+) na lewo od komina choć bardzo fajny nie sprawia dziś przyjemności, pędzimy więc do szczytu zanim zamarzniemy 😉. Po przebraniu się i spakowaniu sprzętu podziwiamy Tatry o zmroku i po raz drugi przechodzimy do zjazdów. Podczas zejścia przez Strzeleckie Pola łapie mróz, a gdy docieramy do lasu drzewa robią się białe od szronu – w takich oto pięknych okolicznościach przyrody rozstajemy się z kochanymi Tatrami po całkiem owocnym w przejścia (choć usianym kontuzjami) sezonie letnim, mój licznik stanął bowiem tym razem na 40 drogach (37 ukończonych).