Avec Etau et violon, Teghie Lisce
Drugiego dnia pobytu w Bavelli ruszamy na jedną z dwóch najlepszych ścian rejonu, Teghie Lisce. Po świetnym Acqua in Bocca (7a 350m, relacja TUTAJ) w 2024, tym razem kolejny klasyk - Avec etau et violon (6c/6c+ 300m). Teoretycznie linia łatwiejsza, nie należy jej jednak lekceważyć. Szczególnie przerysa na starcie okazuje się nie być przereklamowana i przekonujemy się skąd tyle wpisów z A0 jak sugerują w przewodniku 😉. Dalej też jest ciekawie i mimo niższych wycen oraz prawie kompletnego obicia miejscami niebanalnie, a na rajbungach konieczne są wyjścia wysoko nad wpinkę. Plusem drogi jest to, że jako jedna z nielicznych kończy bezpośrednio na szczycie, skąd rozpościera się piękny widok.
Podejście pod ścianę znamy z zeszłego roku, na Acqua było jednak krótsze – odbijało się pod lewy filar, tym razem musimy wyjść dużo wyżej. Początkowo idziemy za daleko wzdłuż podstawy ściany, po powrocie pod charakterystyczny skośny okap odnajdujemy jednak wejście na rampę, która biegnie powyżej i doprowadza do startu drogi. Nie sposób go pomylić z czymkolwiek innym – długa przerysa (6c/6c+) z rządkiem spitów obok jest tylko jedna.
Po uzbrojeniu się w bluzę z długim rękawem i rękawiczki do rys ruszam zmierzyć się z wyzwaniem – szanse na OS-a przekreśla już początek więc idę od spita do spita, co też wcale nie jest takie łatwe 😉. Po powieszeniu przelotów zjeżdżam z drzewa, gdzie sugerowane jest zbudowanie stanowiska i zaczynam patentować poszczególne odcinki, po czym próbuję prowadzenia klasycznego całości. Niestety po prawie dwóch godzinach starań godzę się z faktem iż jedno miejsce nie puści bez lepszych umiejętności klinowania i kontynuujemy z tym jednym uszczerbkiem na stylu. Drugi wyciąg to właściwie przeniesienie stanowiska – przedzieramy się skośnie w lewo przez krzaki i łatwą rampą (4c) docieramy do zjazdówki na wygodnej półce.
Trzeci odcinek wygląda imponująco i wspinanie na nim nie jest banalne jak na wycenę 6a+. Po przejściu odcinka płytowego wchodzimy do komino-rysy i pokonujemy kolejne uskoki, z których jeden z powodu śliskiej wymytej skały jest całkiem sprężny. Dla tego odcinka warto zabrać z 3-4 friendy (#0.5-2) by poprawić komfort wspinania. Z kolejnej zjazdówki przenosimy się na półkę po lewej i z niej wchodzimy w wyciąg czwarty – po przejściu po klamach czeka czujny ale dobrze obity trawers w lewo (6b) do bliskiego stanowiska. Z niego wspinamy się piękną techniczną płytą (6a) z jednym wymagającym miejscem, po którym rajbungiem docieramy do dużej półki. Z niej przenosimy się kilkanaście metrów w lewo pod start kolejnego wyciągu szóstego. Czeka na nim fajne tarciowe wspinanie – początkowo nieco trudniejsze (5c), po czym teren się kładzie i biegniemy do kolejnego stanowiska.
Do tego miejsca rampą z prawej strony dochodzi droga Invitation au voyage (5b), która w kombinacji z trzema kolejnymi wyciągami Avec etau stanowi najłatwiejszy sposób przejścia ściany – tydzień wcześniej wspinaczką taką odbyli zresztą nasi znajomi. W tym miejscu plan zakładał, że dalej poprowadzi Ania – odległe spity na niebanalnie wyglądających rajbungach spowodowały jednak, że po kilku metrach doszło do sabotażu 😉 i nie pozostało mi nic innego jak kontynuować prowadzenie. Na siódmym wyciągu (6a) przy rozgrzanej Słońcem płycie faktycznie można poczuć się nieco mało komfortowo robiąc tarciowe ruchy kilka metrów nad wpinką – dobrym rozwiązaniem jest poruszanie się jak najszybciej 😊. Wspinanie przypomina to z czym do czynienia mamy na słynnym grzbiecie Słonia (RELACJA), tam jeden wyciąg jest jednak trudniejszy i jeszcze rzadziej obity. Na ósmym wyciągu (5c) kontynuujemy rajbungową płytą, która przedzielona jest jednak okapem – omijamy go sprytnie prawą stroną i wracamy w lewo po czym kierujemy się do stanowiska na drzewie. Ostatni wyciąg wygląda na trudniejszy niż jest w rzeczywistości (6a) aczkolwiek jest bardzo ładny i różnorodny – zaczynamy od płytowego trawersu, pokonujemy tafonisy oraz niebanalny okapik powyżej i już bez spita (można coś dorzucić) wychodzimy ze ściany.
Na szczycie czeka nas piękny widok – z jednej strony góry, z drugiej morze, a tuż naprzeciwko imponujące ściany Punta Corbu i Punta Lunarda. Jeżeli zabraliśmy buty i nie zostawiliśmy nic pod ścianą można zejść ścieżką na stronę północną, my jednak wybieramy opcję zjazdową. Jest ona całkiem wygodna gdyż po trzech zjazdach słynną drogą Octogenese dostajemy się do kociołka z drzewami, z którego przechodzimy ścieżką do stanowiska po piątym wyciągu robionej przez nas drogi – stąd do ziemi mamy już tylko trzy zjazdy.
Podsumowując – droga, choć nieco mniej atrakcyjna od Acqua in Bocca, jest godna polecenia. Poza odstającym trudnościami pierwszym wyciągiem (który można przejść A0 jeżeli nie jest się dobrym off-widthowym wspinaczem) trzyma w trudnościach 6a-6b więc może stanowić łatwiejszą dla niej alternatywę wśród obitych linii na ścianie. Bo linie tradowe to już zupełnie inna historia – nawet na teoretycznie nisko wycenionych Porte des cieux (6b), Penne Rigate (6b) czy Crack’age (6c) nie ma co liczyć na taryfę ulgową, a słynna Abbastanza (7a+) to już zupełnie inna liga!