Maillon Manquant, Aiguille du Peigne
Kolejny dzień naszego pobytu w rejonie Mont Blanc zapowiada się pochmurno i zimno, liczymy że po dwóch dniach bez opadów uda się w końcu wybrać na jedną z zaplanowanych przed wyjazdem dróg. Im wyżej tym ma być gorzej, ponownie pozostaje więc spróbować na Planie – ruszamy pod Czerwony Filar Aiguille Peigne na drogę Maillon Manquant. Piękna ok. 480-metrowa linia (13 wyciągów) Pioli oferuje głównie trudności do 6b+, z jednym krótkim fragmentem 7b – najczęściej pokonywanym A0. Liczymy że szybko uda uporać się z łatwiejszymi wyciągami i kluczowy wyciąg zdążymy spróbować klasycznie przed kolejnym załamaniem pogody zapowiadanym na wieczór.
Podejście pod ścianę z pośredniej stacji kolejki zajmuje ok. 40 minut, na miejscu pokonać trzeba jednak jeszcze krótkie pole lodowe lub przewspinać próg po lewej i strawersować pod start drogi. Stanowisko „zerowe” znajduje się na półce kilka metrów nad śniegiem, u podstawy wyraźnego zacięcia opadającego na lewo od charakterystycznego skośnego okapu. Pierwsze wyciągi przypadają w prowadzeniu Szymonowi – są przystępne i z dobrą asekuracją, wspina się więc szybko i przyjemnie. Od razu wspomnę że na drogę warto zabrać dwa komplety friendów #0.3 - #2.0 i jednego #3, z tym że na poszczególne wyciągi przydają się różne rozmiary.
Pierwszy wyciąg (5b) to wspinanie wyraźnym kominkiem do góry, ominięcie stromego zacięcia (wariant 6a z Fermeture eclair) i powrót w lewo oraz przewinięcie na półkę po kilku metrach – znajdziemy tu łańcuch, podobnie zresztą jak na każdym kolejnym stanowisku. Drugi odcinek (5c) to łatwe zacięcie i krótka ścianka z nikłą ryską, ubezpieczona spitami – wychodzimy z niej na duży taras . Na trzecim wyciągu (5c) przechodzimy w lewo do rysy z trawą (spit u podstawy) i gdy zanika pokonujemy krótką płytę (spity) do stanowiska. Czwarty odcinek to nieco wymuszony start przez kant (5c) do łatwego zacięcia, którym idziemy do góry i w prawo. Dalej nie wspinamy się wzdłuż starych spitów płytą wprost, a szeroką rysą w prawo i z niej do wąskiej pęknięcia w płycie po lewej (6a).
Z tego miejsca zaczyna się dużo ciekawsze i nieco bardziej wymagające wspinanie. Szósty wyciąg (6a+) zaczynamy rysą po prawej, trawersujemy pod okapikiem w lewo i odbijamy wzdłuż spitów rajbungową płytą skośnie w prawo – jedno miejsce to fajny tarciowy bulderek. Kolejny odcinek jest najtrudniejszym w dolnej części drogi (6b+) – idziemy rysami i zacięciami pomiędzy okapy, odbijamy do spita w lewo i pokonujemy wymagający fragment, po którym przewijamy się do zacięcia z wiszącym stanowiskiem. Prowadzenie przejmuje Bartek – czeka na niego przepiękny wyciąg z dilferkami (6a) prowadzący wprost do góry i w lewo na koniec. Kolejne dwa wyciągi (6a) to dalszy ciąg zacięć z rysami na własnej – palce lizać! Tutaj spotykamy się z jedynym oprócz nas zespołem w ścianie tego dnia, Francuzami robiącymi drogę Mazino – mamy wspólny wyciąg, po którym oni idą wprost w okapy a my pod nimi w prawo. Na półce pod górnym spiętrzeniem robimy więc dłuższą przerwę i szykuję się do prowadzenia trudności – pogoda niestety pogarsza się z minuty na minutę, nie będzie więc za wiele czasu na powtórki i może skończyć się przejściem za 6b+ A0.
Kluczowy wyciąg zaczyna się od nietrudnego zacięcia wspólnego z drogą Mazino, z którego przewijamy się do ringa na płycie po prawej – tuż przy nim czeka trudny bulder (7b), który w razie potrzeby można pominąć łapiąc się ekspresa. Kilka minut przystawiam się do problemu i w końcu próbuję – po sięgnięciu klamy pojawia się radość ale i stres czy nie spalę wyciągu w dalszej części, która jest całkiem wymagająca (6b+). Najpierw wejście do obłej rysy, a po jej przejściu trikowy bulder (ringi). Dalej nie idziemy do góry między przewieszki (co się zdarza przez błąd w schemacie MB Granite, poprawiony przeze mnie grubą kreską) tylko trawersujemy w prawo i przewijamy się przez mały okapik do półki ze stanowiskiem. Na szczęście dysponując innymi materiałami i uzyskując potwierdzenie od Francuzów mimo wątpliwości trafiłem gdzie trzeba, inaczej byłby problem - idąc przez okapy dojdziemy do drogi Mazino, nie będzie to jednak łatwe...
Końcówka w tych warunkach to nadal nie formalność, trzeba się mocno trzymać i gęsto asekurować aż do ostatnich metrów. Na wyciągu dwunastym zaczynamy obłą, do tego mokrawą już rysą (6a+), po której łatwiej kierujemy się skośnie w lewo na półkę. Ostatni wyciąg (6a) mimo zimna i wilgoci bardzo mi się podoba – na początek rysy i piękny dilferek, potem przewinięcie do komina w prawo i wyjście z niego na kant do spita i powrót w lewo aż do szczytu turni na której droga się kończy - całość poszła OS-em, mimo to zeszło ponad 9 godzin. Co prawda podobno lepsze są zjazdy drogą Postscriptome, w gęstych chmurach wolimy jednak wracać linią którą pokonaliśmy do góry – po około dwóch godzinach jesteśmy na półce startowej, zbieramy zostawione rzeczy i zmierzamy w dół. Ostatnia kolejka oczywiście odjechała, ponownie czeka nas więc bonus w postaci dwugodzinnego zejścia na nogach do Chamonix. Po takiej pięknej drodze to jednak żaden problem, większym zmartwieniem będą przysypane śniegiem ściany jakie zobaczymy z okna kolejnego ranka…