19/08/2025Tagi: AlpyAlpy - AustriaFleischbankWspinanie górskie lato

Sudostverschneidung, Fleischbank

Wycena: VIII-   Wycena uzupełniająca: 7+/8-   Asekuracja: RS2   Długość [m]: 450   Wyciągi: 11   Czas [h]: 9   Wystawa: SE   Ocena: 9/10   Komentarz:    

Zaledwie kilka godzin po zejściu z Ellmauer Tor podchodzimy na nią z Szymonem ponownie – dzień wcześniej główny cel był mokry, zrobiliśmy więc inną drogę (ABS). Motywacja by rozprawić się z wymarzonym Sudostverschneidung (7+/8- 450m) na wschodniej ścianie Fleischbank (2187 m) jest jednak na tyle duża że nie przeszkadza nam zmęczenie i powtórzenie ponad dwugodzinnego podejścia. Renoma jednego z największych klasyków Alp Wschodnich się potwierdza – wspinanie jest kapitalne i różnorodne – są tu ciągowe zacięcia, trikowe kanty, siłowe przewieszki, techniczne płyty czy rysy różnych szerokości. Droga przypomina linią i urodą Constantini-Apollonio na Tofanie, lecz jest bardziej ciągowa i ma trudniejsze kluczowe wyciągi.

Po dotarciu pod ścianę czekamy aż koledzy przed nami rozpoczną drugi wyciąg – na drogę namówiłem bowiem również Bartka z Kubą, a że dzień wcześniej się nie wspinali i dłużej spali to na miejscu zjawili się godzinę wcześniej. SO-Verschneidung startuje charakterystycznym podwójnym kominem (w przewodniku opisanym jako dwie równoległe rysy). Po łatwym starcie formacja staje dęba i trzeba się naprawdę mocno trzymać jak na 6, tym bardziej że jest tylko kilka odległych od siebie spitów, a pomiędzy nimi niewiele da się dołożyć (choć warto). Dodatkowo wyciąg ma przeszło 50 metrów, do stanowiska docieram więc mocniej zmęczony niż planowałem 😉. Drugi odcinek zaczyna się łatwym zacięciem (4+), po którym trawersujemy skośnie w prawo przez płyty i kolejne ścianki (5+) aż do wyraźnej półeczki pod wielkim zacięciem – ponownie po ok. 50 zajmujących metrach. Na trzecim wyciągu nie wspinamy się jeszcze zacięciem, a płytami na lewo wzdłuż spitów (6), po czym pod koniec odbijamy w prawo i pokonujemy mały okapik po którym przechodzimy w lewo do stanowiska na tarasie pod wielkim zacięciem.

Przed nami pięć trudnych wyciągów w przewieszonej części ściany – zgodnie z planem pierwszy z nich zaczyna Szymon. Prezentujące się świetnie zacięcie okazuje się bardzo ciągowe – siódemkowe wspinanie czeka od samego dołu, trudniejsze są pojedyncze fragmenty gdzie ryska jest za cienka na palce lub brakuje stopni na bocznych ścianach. Zgodnie z topo crux (7+) czeka jednak na wyjściu z zacięcia przez okapik – niestety zmęczony kolega odpada właśnie tam i wraca do stanowiska. Presja nie pomaga – jeżeli nie uda przejść się fleszem z powodu ciągowego charakteru może być ciężko o kolejne powtórki gdy powyżej jest sporo wspinania… Ku naszej uciesze udaje się jednak, choć po wyjściu z trudności czeka jeszcze czujny trawers w lewo. Na wyciągu są tylko 3 spity, pomiędzy nimi jednak mnóstwo haków więc właściwie nic nie trzeba dokładać – 2-3 małe friendy mogą jednak dodać animuszu. Oczywiście jak to w Wilder Kaiser wycena jest harda..

Piąty wyciąg to również 7+, ma jednak zupełnie inny charakter i jest dużo krótszy – co nie znaczy że łatwo pokonać go klasycznie bo trudności czekają pod sam koniec. Ponownie zaczyna Szymon, przechpodzi czujną płytą do zaciątka i atakuje przewieszony kancik – niestety podobnie jak poprzednio ręce otwierają się na ostatnich przechwytach... Zmieniamy się więc i choć w trudnościach mylę przechwyty, udaje dociągnąć się do końca bez odpadania – kosztuje to jednak sporo sił i liczę, że partner poprowadzi kolejny wyciąg. Niestety po dotarciu do stanowiska Szymon stwierdza, że jest wyczerpany i nie da rady iść dalej nawet na drugiego -  poprzedni dzień i zaskakująco mocne wspinanie dają się we znaki. Ponieważ ciężko odpuścić taką drogę, proponuję, że spróbuję poprowadzić całość i zostawiać będę pętle do azerowania. Szósty odcinek to wg topo „zaledwie” 7-, nie należy go jednak lekceważyć – jest długi, zawiły i trzyma trudności do samego końca. Zaczynamy od siłowego zaciątka, po którym czeka stresujący trawers nad przewieszką w lewo – hak jest dopiero na kancie więc lepiej nie odpadać. Po odbiciu do góry wspinamy się techniczną płytą, która miejscami jest dość ciągowa i słabo urzeźbiona – dopada mnie spory kryzys i skurcze rąk ale po raz kolejny się udaje. Na pocieszenie wyciąg siódmy jako jedyny okazuje się łatwiejszy niż wygląda – trudności (7+) czekają tylko na wyminięciu przewieszki i po chwili wychodzimy na taras pod przerysą. Jej widok nie napawa optymizmem – wygląda wymagająco i ciągowo, co biorąc pod uwagę ręce jak z waty nie rokuje na przejście klasyczne…

W kość dają już pierwsze metry – jest mocno wypychająco, kant jest obły i przewieszony a ściany po bokach śliskie – sytuację ratują jednak świetne kliny na dłonie (i rękawiczki do rys!), nie tylko ułatwiające wspinanie ale i dające zbawienne resty. Pomiędzy spitami i hakami dobrze siadają duże friendy (#2 i #3), szczególnie przydaje się to przy odważnym wyjściu nad stary drewniany kołek 😉. Po wyjściu z trudności (w przewodniku 7, choć 8- z Bergsteigen jest bliższe prawdy) czeka jeszcze trikowy trawers w prawo z obniżeniem i łatwiejsze zacięcie z rysą (ok. 6) które już po prostu mimo zmęczenia i tarcia na linie trzeba dociągnąć! Na stanowisku mam sporo czasu by ochłonąć i dojść do siebie – biedny Szymon długo męczy się z azerowaniem, a z powodu trawersów nie jestem w stanie mu pomóc chociażby z wyciągnięciem plecaka. Gdy już do mnie dociera jest dobrze – droga na szczyt staje otworem, a jeden z lepszych i cięższych dni wspinaczkowych na długo zostanie w pamięci! Pozostałe trzy wyciągi (3-4) to już formalność, trzeba jednak zachować ostrożność z powodu kruchej miejscami skały oraz konieczności zakładania własnej asekuracji (jest też kilka starych haków) – idziemy cały czas skośnie w lewo aż do okienka w grani. Na wierzchołek trzeba jeszcze kawałek podejść – warto jednak bo widoki są kapitalne. Na szczycie jesteśmy sami, kolegów dawno już nie ma – wypoczęci udanie podzielili się prowadzeniem i pięknie zaliczyli OS-a, choć trudności ich też mocno zaskoczyły.

Zejście z Fleischbank okazuje się całkiem szybkie i oczywiste – schodzimy żlebem na południe i znakowaną ścieżką w stronę północnej grani Hintere Karlspitze. U jej podstawy przewijamy się na wschód za znakiem do pierwszego stanowiska zjazdowego i zjeżdżamy zgodnie ze schematem w przewodniku – albo do kruchego żlebu albo wprost w dół. Wybieramy drugie rozwiązanie i po kilku wygodnych 25-metrowych zjazdach z liną pojedynczą lądujemy u podstawy ściany. Pozostaje podejście na przełęcz, zgarnięcie zostawionego plecaka, zejście do Wochenbrunner Alm i powrót autem na camping – wracamy przed północą więc udaje wypić się jeszcze mały toast za przejście 😉.

* Zamieszczone topo pochodzi z przewodnika Markusa Stadlera, który dzieli się też nim na swojej stronie TUTAJ. Dobre uzupełniające topo z opisem jest też na Bergsteigen TUTAJ.