10/07/2023Tagi: AlpyAlpy - FrancjaAiguille de la RepubliqueWspinanie górskie lato

Republique Bananiere, Aiguille de la Republique

Wycena: VIII-   Wycena uzupełniająca: 6c   Asekuracja: RS2   Długość [m]: 950   Wyciągi: 21   Czas [h]: 14   Wystawa: SE   Ocena: 9/10   Komentarz:    

Drugiego dnia pobytu na Enversach (pierwszego robiliśmy Pedro Polar) bierzemy z Romkiem na celownik jedną z najsłynniejszych tutejszych pozycji, Republikę Bananową. Długa na około 950 metrów droga jest różnorodna i intensywna – osiem wyciągów jest w przedziale 6b-6c, a i wiele 6/6a+ trzyma klasę. Trudności są w kapitalnych zacięciach oraz płytach, ale jest też sporo interesujących rys. Po przejściu stwierdziliśmy, że by zebrać tyle ładnego wspinania trzeba by przejść na wschodniej i północnej Mnicha 4-5 dróg jednego dnia 😉. Linia przecina kilka turni (z jednej z nich nawet zjeżdżamy) wyszukując najpiękniejszych formacji i kończy się około 100 metrów poniżej wierzchołka Igły Republiki – dodatkowe trzy wyciągi można pokonać drogą normalną.

Po wczesnym śniadaniu w schronisku z resztą ekipy (Ania, Marcin i Szymon idą na klasyka NantillonsBienvenue) trawersujemy lodowcem za Tour Rouge i docieramy do podstawy ściany, która startuje nasza droga. Wspinanie zaczynamy później niż planowaliśmy (jak zwykle 😉) – około godziny siódmej, już przy pierwszych promieniach Słońca. Pierwsze wyciągi prowadzi Romek, będziemy się zmieniać co kilka wyciągów tak by każdemu przypadły zarówno trudniejsze jak i łatwiejsze odcinki. Wszystkie rysy i zacięcia są w całości na własnej (przydał się cały zdublowany zestaw camów od #0.1 do #2 i jeden #3), na płytach są spity. Ponieważ postanawiamy zjeżdżać linią drogi (nie polecamy o czym później) buty z rakami zostawiamy na drugim stanowisku – dostępu do ściany broni dość nieprzyjemna szczelina brzeżna.

Trzy pierwsze wyciągi odstają od reszty drogi urodą – późniejsze kapitalne wspinanie wynagradza to jednak z nawiązką! Zaczynamy dość nieewidentnie – rysą w płycie (5c), zaraz na lewo od zacięcia doprowadzającego pod okapy. Po przejściu nieprzyjemnego odcinka przewijamy się na półkę ze stanowiskiem po około 30 metrach. Na drugim odcinku trawersujemy czujną płytą (6a+) w prawo i odbijamy do góry oraz przewijamy się pod okapikiem do stanu na kancie. Trzeci odcinek (5c+) to przejście w prawo do zacięcia, który idziemy wprost do góry. Czwarty wyciąg (6a) to już ładne wspinanie – bulderek z podchwytami na starcie i daleki trawers w prawo, przez flejka i dalej na półkę.

Po zmianie na prowadzeniu ruszam w piąty odcinek – dość przystępną jak na Piolę płytę za 6c, po której kontynuuje się ślicznymi rysami do góry. Cały ten wyciąg można obejść zacięciem po lewej stronie i załupą w prawo (5c), warto jednak pokusić się o oryginalny, trudniejszy wariant. Stanowisko znajdujące się po wyjściu z trudności warto przenieść 10 metrów wyżej – kolejny odcinek to prawie 60 metrów wspinania. Idziemy kominem i dalej płytą w prawo do spita na kancie, którym kontynuujemy skośnie w lewo do odległej półki. Siódmy wyciąg to piękna rysa po lewej (6a), docieramy nią wprost na wielki taras na którym znajdziemy… chatkę 😊. Historyczne schronisko (Old Tour Rouge) zostało odrestaurowane i służy obecnie jako miejsce biwakowe, z którego korzysta całkiem sporo osób wspinających się République Bananière. Dzięki temu kilka wyciągów przejść można późnym popołudniem dnia pierwszego, a pozostałe po wygodnym noclegu – nie jest to głupi pomysł bo mamy więcej czasu żeby wyrobić się na szczyt i zjechać jeszcze przed zmrokiem.

Ósmy wyciąg (6a+) zaczyna się na prawo od chaty – idziemy rysą do góry, po czym wybieramy jej lewą lub prawą odnogę (my poszliśmy lewą). Na dziewiątym wyciągu (zmieniamy się) czeka nas przewinięcie pod charakterystycznym nosem skalnym i trawers półkami w prawo – lepiej iść lekko po skosie by dotrzeć do stanowiska. Wyciąg nr 10 to piękne wspinanie w płycie (6b), do której dostajemy się skośną rysą od lewej strony. Na kolejnym odcinku idziemy wzdłuż spitów skośnie w prawo (6a) i docieramy w łatwy teren pod imponującą turnią, Tour Brune. Tutaj czeka nas ponad 60 metrów łatwego (4b) podejścia pod najpiękniejszy chyba fragment drogi, przewieszające się 50-metrowe zacięcie przecięte rysą. Po jego przejściu zgodnie stwierdzamy, że to jeden z najpiękniejszych wyciągów jakie w życiu przeszliśmy – wspinanie jest niezwykle estetyczne i sprawia mnóstwo frajdy, trzeba też oszczędzać sprzęt gdyż jedyny stały punkt jest dopiero pod stanowiskiem 😊.

Wyciąg 14-ty (6b) to dalsza część zacięcia, wyraźnie już łatwiejsza – po wyjściu z niego czeka jednak jeszcze przejście w lewo za kant i wspinanie czujną płytą aż do górnego tarasu (uwaga na przesztywnienie liny!). Stąd dość nietypowo zjeżdżamy ok. 30 metrów na małą półkę nad rampą – nad stanowiskiem czeka nas dość wymagający jak na swoją wycenę (6a) wyciąg 15-ty. Po nim docieramy na wielki zagruzowany taras, którym przechodzimy ostrożnie w prawo do kociołka nad którym ukazuje się ciąg imponujących zacięć. W tym miejscu napotykamy jednak spory problem – duże i strome pole lodowe, którego przejście bez raków (których oczywiście nie mamy) nie jest możliwe. Dość poważnie rozważamy wycof, w końcu jednak postanawiamy spróbować ominąć przeszkodę. Romek wykazuje się sporym opanowaniem idąc najpierw straszną kruszyzną wzdłuż krawędzi pola, po czym za pomocą dwóch ostrych kamieni służących za dziaby w butach wspinaczkowych trawersuje lodem aż do podstawy zacięcia, gdzie buduje wiszące stanowisko z friendów.

Sytuacja uratowana, nadal jednak sporo trudności przed nami. Pierwszy wyciąg w zacięciu (6b+) jest stosunkowo krótki, ale w jednym miejscu dość gładki – udaje mi się jednak poprowadzić w pierwszej próbie. Kolejny odcinek (6c) to już jednak prawdziwa „piękna i bestia” – ponad 40 metrów dość ciągowego wspinania, z kilkoma przewieszonymi odcinkami na których ręce puchną, a łydki drgają 😉. Mocno wątpimy czy uda się przejść klasycznie - wiemy, że z powodu późnej pory oraz zmęczenia mamy tylko po próbie by uporać się z tak długim i wymagającym odcinkiem. Romek staje jednak na wysokości zadania i mimo kilku ciężkich chwil prowadzi zacięcie OS-em (finalnie udaje się zrobić w tym stylu całą drogę). Idąc w ślady kolegi delektuję się wspaniałymi ruchami, podziwiając jednak wytrzymałość kolegi który spędził tutaj prawie godzinę powoli pnąc się do góry i zakładając sprzęt (zużyty do zera!).

Z półki dalsza droga nie wiedzie już zacięciem, a rysami na prawo (wyc. 18, 6a). Następny, 19-ty wyciąg, jest długi i dość wymagający – zaczynamy płytą na lewo (6b) i przechodzimy do zacięcia, zamykającego się w górnej części, gdzie przewijamy się do półki na kancie. Ostatni trudny wyciąg na drodze (6c) po tym co Romek zrobił w zacięciu biorę na siebie – po kilku metrach klinów w obłej rysie czeka techniczne przejście do pęknięcia po lewej i już łatwym terenem można gnać w prawo do odległego stanowiska pod ostatnią przeszkodą. Jest nią stroma płyta (6a+) usiana kilkoma chwytami przypominającymi ziemniaki 😊. Po wyjściu powyżej czeka jeszcze około 20 metrów nietrudnej grani wyprowadzającej na półkę pod filarem. W tym miejscu Republika Bananowa się kończy, warto jednak rozważyć kontynuowanie na szczyt Igły drogą normalną (5c, 5c i A0). W naszym przypadku jest już ciemno, daje się więc przekonać, że nie ma to większego sensu i zaczynamy zjazdy.

Jak już pisałem na wstępie powrót drogą nie należą do przyjemnych – nie bez przyczyny w przewodniku sugerują wybranie drogi normalnej. Pierwsze zjazdy są jeszcze ok, potem zaczyna się jednak „zabawa”. Po dojechaniu do tarasu z gruzem trzeba przewspinać bardzo nieewidentny wyciąg (4b) na Tour Brune – spędzamy mnóstwo czasu zanim docieramy do stanowiska, położonego bardzo daleko za widocznym kantem ściany. Z niego trzeba wykonać precyzyjny zjazd na wierzchołek turni poniżej (z której idąc do góry zjeżdżaliśmy do rampy po wyc. 14) – jeżeli nie trafimy czeka nas kilkadziesiąt metrów wahadła. Później kontynuujemy wzdłuż linii drogi, na zmianę męcząc się skośnymi zjazdami i podchodząc półkami do kolejnych stanowisk. Szczególnie stresujące są trawers 4c na wyciągu 8-mym oraz diagonalny zjazd wzdłuż wyciągu 3-go - lepiej chyba poszukać dodatkowych stanowisk zaznaczonych na topo. Po sześciu godzinach męczącej pracy docieramy wreszcie do lodowca i dalej do schroniska na kolacjo-śniadanie przed 5 rano.

Kilka godzin później wracamy całą ekipą do Chamonix porządnie zrestować przed American Direct (RELACJA). République Bananière było nie tylko jedną z najładniejszych dróg jakie w życiu robiliśmy, ale i świetnym sprawdzianem przed głównym celem wyjazdu. Kto tylko może niech się wybierze!