Jeef, Punta Corbu
Po dniu restu na plaży nadszedł czas na główny cel wyjazdu – Jeefa (7b/7b+ 280m + ew. 120m na szczyt) na Punta Corbu, czyli drugiej obok Teghie Lisce najważniejszej ścianie Bavelli. Poprowadzenie w całości najsłynniejszej obok sąsiedniego Dos de l’elephant (6b+ 320m) drogi Korsyki marzyło mi się od zeszłorocznego pokonania tamtej linii (RELACJA). W przewodniku przeczytamy, że gdy Catherine Destivelle ochrzciła Grzbiet Słonia mianem najładniejszej granitowej drogi Francji, Jeef nie był jeszcze wytyczony 😉. Zachwyty nad linią i miano arcydzieła są w pełni zasłużone – jakość skały i różnorodne formacje po których się wspinamy są po prostu kapitalne!
W obawie przed spodziewanymi tłumami oraz pokonywaniem trudności w rozgrzanym granicie pod ścianę ruszamy już o świcie – podejście znamy z zeszłego roku (odsyłam do opisu, w jednym miejscu można się zgubić), idzie więc szybko i sprawnie. Jak się okazuje na miejscu nie ma nikogo, kilka zespołów pojawia się później lecz wszystkie na Grzbiet Słonia! Kamień spada mi z serca gdyż oznacza to, że będzie można delektować się drogą na wyłączność i spokojnie patentować cruxa. Po rozpoczęciu wspinania (namierzamy mały napis Jeef na ścianie, tuż na prawo od spitów z Elephanta) odpuszczają też obawy przed wyzwaniem i pojawia się czysta radość ze wspinania w pięknej skale.
Pierwszy wyciąg (6b+) to 40 metrów po płycie, początkowo dobrze urzeźbionej, im wyżej tym gładszej i rzadziej obitej – ruchy są jednak dość oczywiste i przystępne (raczej 6b jak w starym topo) więc szybko melduję się na stanowisku. Drugi odcinek (6b) jest przepiękny – zaczynamy od łatwej ścianki, kontynuujemy odstrzeloną płytą wzdłuż rysy (można dorzucić frienda), a na deser wchodzimy przez uklamiony okap do dziur tafonis tworzących słynne „oko”.
Na starcie trzeciego wyciągu czeka króciutki fragment wyceniony na 7b+ (oryginalnie 7b), mocno odstający od reszty drogi – nie dziwi więc, że sporo osób w tym miejscu łapie się ekspresa i sięga do klamy powyżej. Chcąc przejść to miejsce klasycznie trzeba jednak utrzymać gładkiego oblaka stojąc na kiepskim stopniu – po wpięciu pierwszej wpinki można próbować do woli, mi udaje się chyba za 10 razem gdy już zaczynam tracić wiarę. Z tafonisa powyżej (na zdjęciu wygląda jakby dało się go sięgnąć wprost ze stanowiska) wchodzimy przez płytę do zacięcia (nieoczywiste, przydaje się zasięg) i idziemy nim w prawo, po chwili docierając do „tunelu” skalnego – najlepszy sposób na jego pokonanie jest dość nietypowy 😉. Dalej możemy się już rozluźnić – czekają łatwe i przyjemne dilferki przez odstrzelone płyty, w górę i w prawo do stanowiska.
Wyciąg czwarty (6b) zaczynamy od estetycznego trawersu i czujnego przewinięcia do zacięcia, z którego po kilkunastu metrach przewijamy się w lewo – nie ma spitów ale jest łatwo, idziemy intuicyjnie do góry przez krótką ściankę. Kolejny odcinek (6b) zaczynamy od pokonania przerysy (pomagają rękawiczki i dobra technika), po czym zaczynamy wznoszący trawers w prawo – niebanalny i nieco stresujący z powodu gładkiej skały pod stopami. Końcowe 15 metrów to jedyny chyba brzydki fragment Jeefa – rysa z gliną i porośnięta rampa, mijamy stare pętle i kontynuujemy do drzewa na półce pod wejściem w najbardziej efektowny dla odmiany wyciąg drogi. Na starcie czeka krótki bulder za 7a (7a+ w starym topo) po krawądkach, nie chcąc ryzykować nieprzyjemnego lotu korzystam z drzewa by powiesić ekspresy i rozeznać ruchy, po czym wracam na dół i przechodzę sekwencję w drugiej próbie. Wbrew oczekiwaniom dalszy fragment nadal jednak trzyma trudności, do tego łatwo pomylić ustawienie – na szczęście jakoś udaje się obronić i przewinąć na wiszący filarek po lewej. Po pokonaniu przewieszonych tafonisów wychodzimy na półeczkę, gdzie można nawet usiąść i ściągnąć buty 😉, po czym atakujemy groźnie wyglądający ale klamiasty okap i przewijamy do stanowiska w dużej nyży. Z niej przenosimy stanowisko idąc rampą w lewo około 10 metrów do kolejnego stanu na kancie.
Początek wyciągu siódmego nie jest oczywisty i muszę go powtórzyć – po przejściu płyty z obowiązkowym odcinkiem za 6b+ i stresującym wyjściem nad wpinkę przewijamy się na połogi kant, którym kontynuujemy do ostatniej wpinki na wyciągu Dos Elephant dochodzącym od dołu. Po odczekaniu na swoją kolej (na Grzbiecie Słonia zespół za zespołem) pokonujemy ostatni wyciąg (5c) tej drogi – po przejściu daszku kontynuujemy rajbungiem aż do zwieńczenia filara.
W tym miejscu wspinanie na Jeefie kończy zdecydowana większość powtarzających (świadczy o tym nie tylko opis w przewodniku ale i 90% wpisów na camptocamp), mi zależało jednak by zrobić dodatkowe trzy wyciągi na szczyt – tym bardziej że ostatni z nich jest wymagający wspinaczkowo (6c) i psychicznie (spory runout). Niestety zmagająca się od rana z problemem zdrowotnym Ania z każdą godziną czuje się coraz gorzej i mimo dopiero 14 godziny długo rozważamy czy jest sens się męczyć. Po przejściu nieprzyjemnego rzęcha powyżej i pierwszego z dodatkowych wyciągów partnerka sygnalizuje jednak że nie da rady i wracamy – pozostaje zadowolić się oryginalną wersją drogi i wrócić wygodnymi zjazdami (wzdłuż Grzbietu Słonia i Danse de Ganesh) pod ścianę. Dla uzupełnienia informacji dodam tylko, że kończąc na szczycie czekają nas emocjonujące zjazdy najbardziej przewieszoną częścią ściany – wzdłuż drogi Delicatessen lub Rerum Natura.
Reasumując - Jeef to zdecydowanie jedna z najlepszych dróg granitowych w Europie, urodą przypominająca największe alpejskie klasyki. Poza dwoma trudniejszymi miejscami reszta drogi trzyma na poziomie 6b-6c więc już czując się swobodnie w takich trudnościach można się śmiało wybrać (i w razie konieczności łatwo przeazerować dolnego i górnego cruxa). Dla poprawy komfortu na odcinkach rysowych warto zabrać 2-3 friendy (#0.5 - #1), odcinki płytowe są dobrze obite - runouty zdarzają się tylko na rajbungach.